
Jak głęboki jest świat? Recenzja powieści „Plac zabaw” Richarda Powersa
Na początku jest chaos. Czwórkę głównych bohaterów tej historii spotykamy w zupełnie różnych punktach życia i w zupełnie różnych miejscach na mapie. Jest więc Todd Keane, informatyczny geniusz i potentat, twórca platformy internetowej o nazwie „Plac zabaw”, która przyniosła mu sławę i fortunę. Poznajemy go u schyłku życia, kiedy demencja z ciałami Lewy’ego odbiera mu możliwość normalnego funkcjonowania i każe przygotowywać się na najgorsze. Jest dawny przyjaciel Todda – Rafi Young, zakochany w słowach poeta, któremu miłość do literatury pomogła wyrwać się z otoczenia zdominowanego przez biedę i przemoc. Todd i Rafi poznali się w prestiżowej, prywatnej szkole Świętego Ignacego w Chicago, w której obaj byli odmieńcami – choć każdy na swój sposób i z innych powodów. Przed czym innym uciekał nerd i odludek Todd, pochodzący z uprzywilejowanej, bogatej i bardzo dysfunkcyjnej rodziny, a przed czym innym stypendysta Rafi – jeden z bardzo niewielu czarnoskórych uczniów Świętego Ignacego, wychowany przez toksycznego ojca, który chciał uczynić z niego… maszynę zemsty za cały rasizm ludzkości. I tak oto tych dwóch mocno poturbowanych przez życie i otoczenie chłopaków znalazło wspólny język – język gry. Połączyły ich najpierw szachy, a potem starochińska gra planszowa Go, nad którą spędzali długie godziny, zapominając o wszystkim wokół.
Kolejną bohaterką Placu zabaw jest Evelyne Beaulieu – kanadyjska oceanografka i maniaczka nurkowania, która od dziecka lepiej czuje się pod wodą niż na powierzchni ziemi, wśród przedstawicieli własnego gatunku. Kiedy ją poznajemy, są późne lata czterdzieste XX wieku, a Evie ma dwanaście lat i zostaje wrzucona (przez własnego ojca-inżyniera) na dno basenu w jednym z pierwszych akwalungów świata. Eksperyment okazuje się sukcesem, w dziwnym sprzęcie da się oddychać, a Evelyne ze zdumieniem odkrywa, że pod wodą przeobraża się w kogoś zupełnie innego niż niezdarna, koścista dziewczynka, którą jest na lądzie. W kogoś, kim zawsze miała się stać i kto do tej pory tylko czekał w głębi jej jestestwa ze zwiniętymi skrzydłami aż pojawią się odpowiednie warunki, żeby te skrzydła rozwinąć.

Od tej pory śledzimy jej losy i spektakularną karierę oceanografki na przestrzeni kolejnych dekad, by w końcu trafić wraz z nią na niewielką wyspę Makateę w Polinezji Francuskiej. Dziewięćdziesięcioletnia oceanografka zamierza pracować tam nad książką, która ma być zwieńczeniem jej kariery, przy okazji stając się częścią niewielkiej społeczności wyspy, która wkrótce ma podjąć przełomową decyzję w sprawie swojej przyszłości. Wielkie konsorcjum technologiczne chce wykorzystać wyspę jako platformę, z której wypuści w przestworza oceanu swoje pierwsze dryfujące miasto – libertariańską utopię, której mają nie sięgać prawa, obowiązki i podatki żadnych istniejących państw świata. Mieszkańcy wyspy mają zdecydować w referendum, czy zgadzają się zostać tą platformą. A przy okazji tak się składa, że na Makatei mieszka również czwarta bohaterka całej historii – artystka i wizjonerka Ina Aroita, prywatnie żona znanego nam już Rafiego Younga, z którym wychowuje dwoje adoptowanych dzieci. I to właśnie polinezyjska Makatea w tym przełomowym momencie swoich dziejów staje się miejscem, w którym splotą się ścieżki czworga naszych bohaterów – choć w sposób zupełnie inny, niż moglibyśmy się spodziewać…
Z początkowego chaosu czterech osobnych i na swój sposób pokomplikowanych życiorysów Richard Powers wyprowadza historię przepięknie zawiłą, przejmującą i nieoczywistą, a do tego fenomenalnie połączoną nadrzędnym wątkiem oceanu. Historię zbudowaną wokół kilku kluczowych dla współczesności tematów: ekologii i zmian klimatycznych, technologii i sztucznej inteligencji, kapitalizmu i postkolonializmu. Jednak jej najbardziej spektakularnym elementem niezmiennie pozostaje ocean. Oglądamy go oczami Evelyne, która jako jedyna z bohaterów nurkuje, eksploruje i podziwia go od środka, nie przestając się zdumiewać i zachwycać jego bogactwem, różnorodnością i przerażającym pięknem. Podwodne sceny Placu zabaw hipnotyzują i oszałamiają, pozwalają na chwilę zajrzeć do świata, o którym – żyjąc przyziemnym życiem tu, na powierzchni – nie mamy przecież żadnego pojęcia. I rany boskie, cóż to jest za świat! Ile tam form życia, o jakich nawet się nie śniło naszym filozofom!
Jest w powieści scena, w której do Evelyne, podczas jednej z jej wypraw, dociera wiadomość o okręcie podwodnym Trieste, który właśnie zszedł do najgłębszego punktu na Ziemi – Głębi Challengera. Jest rok 1960 i Evelyne i jej koleżanki z załogi są zelektryfikowane tą wiadomością – do tej pory nawet najlepsi oceanografowie świata nie wiedzieli dokładnie, jak głęboki jest ocean. Kobiety siedzą na pokładzie i dokonują obliczeń: zmierzenie najgłębszego punktu na Ziemi pozwala wreszcie na oszacowanie przeciętnej głębokości oceanu. Wychodzi im na to, że przeciętna głębokość wynosi od trzech do czterech tysięcy metrów, rozciągniętych na trzech czwartych powierzchni planety. W każdym metrze kwadratowym tej przestrzeni jest życie – co oznacza, że od 90 do 99% biosfery znajduje się pod wodą. I co oznacza również, że żaden, absolutnie żaden człowiek nie ma pojęcia o tym, jak naprawdę wygląda życie na naszej planecie – no bo skąd mielibyśmy to wiedzieć, skoro w obliczu tego ogromu jesteśmy tylko jakimś marnym pyłkiem na samej powierzchni kuli ziemskiej?
Proza Richarda Powersa ma moc, która – wcale nie przesadzam – może rozsadzić czytelnikowi mózg. Trudno nie zauważyć, że autor robi w tej powieści coś trochę podobnego do tego, co zrobił w Listowieści – tyle tylko, że z królestwa drzew przenosi się pod wodę. A następnie zmusza nas, żebyśmy spojrzeli szerzej, porzucili ograniczenia swojego gatunku i dopuścili do świadomości możliwość, że istnieją na tej planecie historie starsze niż nasza, organizmy być może równie inteligentne co my (jeśli nie inteligentniejsze), społeczności, języki i narracje, do których w swojej wielkiej gatunkowej ignorancji i arogancji zwyczajnie nie mamy dostępu. Pod tym względem czytanie Powersa jest jak głęboki oddech, którego przecież wszyscy tak bardzo potrzebujemy w obliczu zbliżającej się wielkimi krokami katastrofy klimatycznej. Sama możliwość zaistnienia innej narracji, dopuszczenia do głosu pozaludzkiej perspektywy, zmienia coś w głowie i poszerza spojrzenie. Nawet jeśli na tym etapie rozwoju możemy tylko wyobrażać sobie, co ten głos mógłby nam powiedzieć.
Tak, zdecydowanie mamy jako ludzkość sporo ograniczeń, ale Richard Powers na pewno nie jest jednym z nich – to jeden z naszych najbardziej udanych egzemplarzy. Placem zabaw pisarz po raz kolejny udowadnia swoją wielką mądrość, talent i rozmach literacki, które w połączeniu z misternie utkaną fabułą i spektakularną scenerią momentami zapierają dech.
Dajcie się oczarować. Zajrzyjcie w tę głębinę.
Richard Powers Plac Zabaw
Tłumaczenie: Anna Halbersztat
Wydawnictwo Poznańskie 2025
Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl
Zobacz również

Profesor, gosposia i matematyka. O książce „Ukochane równanie profesora” Yōko Ogawy
16/04/2023
Eksperyment ze słowiańską fantastyką. Recenzja „Chąśby” Katarzyny Puzyńskiej
06/01/2022