literatura,  recenzje

Niech on jeszcze więcej historii z tych gór wykopie, czyli „Karkonoska Seria Kryminalna” Sławka Gortycha

O Karkonoskiej Serii Kryminalnej Sławka Gortycha trudno było nie usłyszeć w ostatnim czasie – kolejne tomy biją rekordy popularności, plebiscyty zgłupiały (w 2023 roku druga część cyklu, Schronisko, które przetrwało, zdetronizowała w plebiscycie czytelniczym Lubimyczytac.pl w kategorii „kryminał”… Remigiusza Mroza, który wydawał się przymocowany tam na stałe), publiczność szaleje, a tajemnicze okładki z gmachami karkonoskich schronisk kuszą z witryn każdej chyba księgarni. Kto więc te schroniska i same Karkonosze miłuje całym serduszkiem (tak jak ja!), ten na pewno się nie oprze, choćby nawet chciał.

Ja nawet nie próbowałam się opierać. Kiedy tylko zaczął mi się długo wyczekiwany urlop, zaopatrzyłam się w apetyczny stosik karkonoskich kryminałów i postanowiłam dać się Sławkowi Gortychowi wciągnąć w wir zagadek przeszłości, intryg, przestępstw i tajemnic. I zaprawdę powiadam wam: było warto.

Pierwsza część – Schronisko, które przestało istnieć – zabiera nas na Śnieżne Kotły. W charakterystycznym, wysokim budynku, który z daleka kojarzy się trochę z domem Muminków, tak naprawdę mieści się dziś Radiowo-Telewizyjny Ośrodek Badawczy, ale na potrzeby fabuły autor każe swojemu głównemu bohaterowi, Maksymilianowi, odratować dawne schronisko (które rzeczywiście tam funkcjonowało od XIX wieku do lat sześćdziesiątych XX wieku). Maksymilian nie jest pierwszym, który się tego podejmuje – pomysł pochodzi od jego wuja, który kupił obiekt z zamiarem przywrócenia mu dawnej świetności. Niestety, historia wuja skończyła się tragicznie – zginął spadając z urwiska. Po przyjeździe na miejsce Maks zaczyna podejrzewać, że jego śmierć mogła wcale nie być wypadkiem i może się wiązać z tajemnicami z przeszłości, ukrywanymi przez jego własną rodzinę…

Rozgrzebywanie historii prowadzi aż do brzemiennego w skutki roku 1945 – i tu dopiero robi się naprawdę ciekawie. Autor wprowadza do swojej opowieści dwie postaci historyczne: Gerharta Hauptmana – związanego z regionem niemieckiego pisarza i noblistę oraz Karla Hankego – najważniejszego nazistę Wrocławia, gauletiera (naczelnika okręgu) zwanego „katem z Breslau”. Każe im knuć, pertraktować i ukrywać w górach skarby – a wszystko to w warunkach przetaczającego się przez cały region pandemonium.

I chyba właśnie to połączenie współczesnej fabuły z tym najbardziej burzliwym okresem historii regionu – czyli z latami wojennymi i powojennymi – jest największą siłą całej serii. O ile w pierwszej części mamy skarb ukryty przez uciekających nazistów, o tyle już w drugiej – czyli w Schronisku, które przetrwało – jednym z kluczowych wątków historycznych jest to, co się stało z Karlem Hanke właśnie. Bo tak naprawdę nie wiadomo: na pewno uciekł z Wrocławia, kiedy wkroczyła tam Armia Czerwona i na pewno awionetka, którą leciał została w którymś momencie zestrzelona. Być może przesiadł się na inny samolot, który z kolei rozbił się w Karkonoszach – ale czy zginął, czy uciekł na Bałkany, czy może ukrywał się przez resztę życia w jakiejś górskiej miejscowości, tego już nikt nie wie na pewno. Teorii na ten temat jest mnóstwo i Sławek Gortych wybiera sobie jedną z nich i tworzy z niej szkielet drugiej części swojego cyklu – a robi to tak przekonująco, że aż chce się mu wierzyć. Dodaje do tego powojenną katastrofę pewnego pociągu oraz współczesną kierowniczkę schroniska Odrodzenie, która ma osobisty interes w tym, żeby rozwiązać zagadkę tejże katastrofy. I voilà: bestseller gotowy. Zupełnie nie można się oderwać.

Trzecia część cyklu – Schronisko, które spowijał mrok – jest bez dwóch zdań moją ulubioną. Po części dlatego, że miejscem akcji jest tu Strzecha Akademicka (do której mam szczególny sentyment), a po części dlatego, że intryga kryminalna jest wyjątkowo udana, pięknie pogmatwana i znów obejmuje kilka płaszczyzn czasowych.

Tym razem śledzimy losy Tomasza Wilczura – autora kryminałów, który za namową przyjaciół (wśród których jest znany nam z pierwszej części Maksymilian) przyjeżdża w góry, by spróbować rozwikłać sprawę tajemniczej śmierci Andrzeja Czerwińskiego – człowieka, którego ciało znaleziono w roku 1991 w lawinisku po najtragiczniejszej lawinie, jaką widziały polskie Karkonosze. Szkopuł w tym, że w chwili zejścia lawiny Andrzej widziany był żywy na imprezie sylwestrowej w Strzesze Akademickiej. Czy zatem jego śmierć nie była wypadkiem? I czy jest jakoś związana z faktem, że próbował w tym czasie dowiedzieć się, co stało się z jego ojcem i wujem, którzy w roku 1947 zaginęli bez śladu… również w Strzesze Akademickiej? Jakby tego było mało, Tomasz Wilczur po kilku dniach pobytu w Strzesze Akademickiej (i zadawania niewygodnych pytań ludziom, którzy ewidentnie nie mają ochoty na nie odpowiadać) także znika. Coś w tej Strzesze jest bardzo niehalo, skoro ludzie przepadają tu bez śladu – ale najbardziej niepokojąca (i z fabularnego punktu widzenia najciekawsza) jest zmowa milczenia, która łączy ludzi związanych ze schroniskiem. Cóż tam się takiego stało, że nikt nie chce o tym mówić? I co wiedzą ci, którzy twierdzą, że nic nie wiedzą?

Jak łatwo zauważyć, poszczególne części serii są ze sobą połączone dość luźno (tak, że spokojnie można przeczytać którąkolwiek z nich, nie znając poprzednich – każda stanowi osobną historię): spajają je głównie miejsca i postaci. Jedną z takich postaci jest Jacek Węglorz – kustosz muzeum Gerharta Hauptmana w Jagniątkowie, który odgrywa pewną rolę w rozwiązaniu wszystkich trzech zagadek, bo jako pasjonat lokalnej historii ma wiedzę, która potrafi w kluczowych momentach bardzo się przydać. I to właśnie on pakuje się w kłopoty w czwartej – i jak na razie ostatniej – części serii, Schronisku, które zostało zapomniane. Znany nam już autor kryminałów, Tomasz Wilczur, niewiele myśląc, rusza na ratunek muzealnikowi.

Tym razem główną areną wydarzeń jest Karpacz, gdzie w dawnym hotelu Sanssouci zostają znalezione zamurowane kilka dekad wcześniej zwłoki. Czy to możliwe, że nieco postrzelony i niewinnie wyglądający historyk wie coś na ten temat? I jak to wszystko wiąże się z pewną problematyczną konferencją niemieckich dyplomatów, która odbyła się w hotelu Sanssouci w 1944 roku? A jak z seansem spirytystycznym, który w opuszczonym hotelu urządziła sobie młodzież na początku lat dziewięćdziesiątych? Pytania się mnożą, przeszłość znów splata się z teraźniejszością, akcja z rozdziału na rozdział przyspiesza, napięcie rośnie…

Słowem: jest dobrze. Niewykluczone, że z każdą kolejną książką coraz lepiej. O ile w pierwszej części cyklu można było dostrzec sporo debiutanckich niedoróbek i odnieść wrażenie, że tu i tam coś się autorowi rozchodzi w szwach, to już w późniejszych częściach panuje on nad fabułą jak profesjonalista. Zdaje się też (na szczęście!) rozumieć, co jest jego najmocniejszą stroną i czego od niego oczekują (a wręcz żądają) czytelnicy – mrocznych, pełnokrwistych zagadek osadzonych obiema nogami w historii regionu. Plus karkonoskich pejzaży w tle. Niekoniecznie chcą natomiast wątków romantycznych – które w dwóch pierwszych częściach były, niestety, dość koszmarne i osobiście odetchnęłam z ulgą, kiedy zorientowałam się, że w dwóch kolejnych ich nie będzie. Zbrodni, zbrodni żądamy! Nie miłości.

Do każdej części Gortych dołącza esej historyczny, w którym wyjaśnia, co wydarzyło się naprawdę, co wymyślił, a co zmienił – i słowo wam daję, że czytałam te eseje z równie zapartym tchem, co same kryminały (do tej pory nie mogę uwierzyć, że historia siedemnastoletniego chłopaka, na którego NKWD wydało wyrok śmierci za to, że rzucił węglem w pociąg, którym jechali radzieccy dyplomaci, jest prawdziwa). Mam wrażenie, że wybierając sobie za temat lata wojenne i powojenne na Dolnym Śląsku autor dokopał się do prawdziwej fabularnej skrzyni skarbów: mamy tu działalność hitlerowców, wkroczenie Armii Czerwonej, wysiedlanie Niemców, osiedlanie się nowo przybyłych Polaków w niemieckich domach, pogmatwaną i niełatwą historię Czechów w tym regionie… Aż strach pomyśleć, ile się tam kryje indywidualnych tragedii i dramatów, przetrąconych życiorysów, zaginięć, niewyjaśnionych śmierci, rozbitych rodzin, połamanych serc. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Sławek Gortych jeszcze niejedną fascynującą historię z tych gór wykopie.

Sławek Gortych Schronisko, które przestało istnieć, Wydawnictwo Dolnośląskie 2022

Schronisko, które przetrwało, Wydawnictwo Dolnośląskie 2023

Schronisko, które spowijał mrok, Wydawnictwo Dolnośląskie 2024

Schronisko, które zostało zapomniane, Wydawnictwo W.A.B. 2025



Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *