Miasto i jego sekrety. Recenzja książki „Reykjavik: A Crime Story” Ragnara Jónassona i Katrín Jakobsdóttir
Dziś opowiem Wam o islandzkiej książce, która, jak wieść niesie, sprzedała się na świecie w ponad czterech milionach egzemplarzy – prawdopodobnie ze względu na to, kto ją napisał. Rzecz nosi tytuł Reykjavik: A Crime Story i autorów ma dwoje: Ragnara Jónassona i Katrín Jakobsdóttir. To pierwsze nazwisko raczej nikogo nie dziwi – Ragnar Jónasson jest jednym z najpopularniejszych islandzkich autorów kryminałów, znanym, między innymi, dzięki seriom Mroczna Wyspa Lodu oraz Komisarz Hulda. Drugie nazwisko dziwi trochę bardziej, bo Katrín Jakobsdóttir aż do początku kwietnia tego roku była… premierką Islandii (i przestała nią być tylko dlatego, że zamierza kandydować w wyborach prezydenckich, zaplanowanych na czerwiec). Okazuje się, że Katrin w przerwach od politykowania pasjami czyta kryminały, a nawet napisała na ich temat pracę dyplomową na studiach (od razu można poczuć się bezpieczniej, mając świadomość, że krajem rządził ktoś, kto wie, jak ukryć zwłoki!). I ten oto zaskakujący duet wspólnymi siłami stworzył kryminał – i to kryminał, od którego ciężko się oderwać!
Co się stało z Lárą?
W roku 1956 piętnastoletnia Lára zniknęła z powierzchni ziemi. Dziewczynka spędzała lato w swojej pierwszej pracy na wyspie Videy koło Reykjaviku, gdzie zatrudniła się jako pokojówka u pary powszechnie szanowanych obywateli. Pewnego dnia niespodziewanie wypowiedziała pracę i postanowiła wrócić do miasta – ale po drodze zaginęła i policji nigdy nie udało się ustalić, co się z nią stało. Sprawa Láry stała się najbardziej znaną nierozwiązaną zagadką Islandii – co kilka lat zdjęcie jej dziecięcej twarzy wraca na pierwsze strony gazet w towarzystwie pytań, na które nikt nie zna odpowiedzi: Co się stało z Lárą? Czy została uprowadzona? Czy ktoś ją zamordował? Czy może jest szansa, że nadal żyje?
W roku 1986 sprawą Láry postanawia się zająć młody dziennikarz, Valur Robertsson. Valur jest przekonany, że nie wszystkie tropy zostały przed trzydziestu laty wystarczająco dobrze zbadane: dlaczego, na przykład, tak mało uwagi poświęcono zeznaniom Óttara i Ölaf – pary, u której dziewczyna pracowała? Jego zdaniem wygląda to tak, jakby część poszlak została celowo pominięta – i Valur zamierza się dowiedzieć, dlaczego. Prędko się przekona, że mimo upływu lat sprawa jest ciągle żywa i nie tylko on jest nią zainteresowany – komuś najwyraźniej bardzo zależy na tym, żeby nigdy nie dotarł do prawdy…
Reykjavik w 1986
Tymczasem miasto przygotowuje się do obchodów swojego 200-lecia i cały Reykjavik opanowuje przedświąteczna gorączka. Jest wesoło, kolorowo i odświętnie, a zaraz po wielkim dniu zaczynają się przygotowania do kolejnego historycznego wydarzenia – szczytu Reagan-Gorbaczow, który ma się odbyć w październiku. Dziennikarze, politycy i zwykli mieszkańcy zdają się lekko oszołomieni faktem, że ich niepozorne miasto na północnych krańcach cywilizowanego świata zostało wybrane na gospodarza tak doniosłego wydarzenia – i każdy chce wziąć w nim udział i dołożyć jakąś swoją cegiełkę.
Osadzenie akcji powieści w tym właśnie pamiętnym roku 1986 okazało się strzałem w dziesiątkę. Trochę na marginesie, gratis do intrygi kryminalnej, dostajemy widokówkę Reykjaviku sprzed prawie czterdziestu lat – i jeśli przypadkiem zna się trochę dzisiejszy Reykjavik, wyłapywanie w trakcie lektury różnic, podobieństw i odniesień jest naprawdę świetną zabawą. Oto dopiero powstają i rozwijają się te części miasta, które dziś są największymi dzielnicami mieszkaniowymi (Grafarvogur, Breiðholt), a zatłoczone dziś główne ulice i kawiarnie w centrum świecą pustkami – i bohaterowie mogą spokojnie spotykać się w nich, żeby nad czarną kawą omawiać szczegóły śledztwa. Jest kameralnie i swojsko, wszyscy wszystkich znają (albo przynajmniej mają wspólnych znajomych) i praktycznie wszędzie da się dojść na piechotę – czyli prawie tak samo jak dzisiaj, tylko trochę bardziej klimatycznie i oldskulowo. A wszystko to skąpane w nieco odświętnej atmosferze: wyraźnie czuć, że 1986 to nie jest dla Reykjaviku taki znowu całkiem zwykły rok. Niewykluczone, że chętnie przeczytałabym tę książkę już dla samego tła historycznego, nawet gdyby nie miała tak dobrej fabuły.
A fabułę ma zdecydowanie dobrą. Nie jest wprawdzie tak, że nie domyślamy się, kto okaże się największym złolem tej historii, bo główni podejrzani od początku do końca są… no cóż, bardzo podejrzani. Ale nie zmienia to faktu, że rozwiązanie zagadki okazuje się jednocześnie zaskakujące i satysfakcjonujące. Myślę, że nawet wytrawni znawcy i smakosze kryminałów, tacy co to z niejednego pieca już trupy jedli, będą po lekturze Reykjaviku zaspokojeni.
Warto dać się porwać nurtowi wydarzeń, warto zanurzyć się na chwilę w atmosferze Reykjaviku sprzed czterech dekad i pozwolić, by miasto odsłoniło przed nami swoje sekrety. Bo przecież to właśnie ono jest tu jednym z głównych bohaterów, który – jeśli dobrze się przyjrzeć – pokazuje nam swoją mniej znaną twarz.
Ragnar Jónasson, Katrín Jakobsdóttir Reykjavik: A Crime Story
Tłumaczenie: Victoria Cribb
Wydawnictwo Michael Joseph 2023
Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl
Jeden komentarz
Angelika
Ciekawa recenzja :). Uwielbiam islandzkie kryminały, a zaczęłam od intrygującej książki „Odziedziczone Zło”. Z miłą chęcią sięgnę po proponowaną pozycję. Pozdrawiam