Booker dla Bernardine Evaristo za ,,Girl, Woman, Other”! Nadeszły dobre czasy dla Innych…
W słynnym przemówieniu The Danger of a Single Story ( https://www.youtube.com/ ), nigeryjska pisarka Chimamanda Adichie przekonuje: ,,Pojedyncza opowieść tworzy stereotypy, a problem ze stereotypami polega nie na tym, że są nieprawdziwe, ale na tym, że są niekompletne. Sprawiają, że pojedyncza opowieść staje się jedyną opowieścią” (tłum – D.C.). Następnie przywołuje swoją rozmowę z amerykańskim studentem, który po przeczytaniu jej powieści, w której jedna z męskich postaci jest sprawcą przemocy, wyraził głębokie ubolewanie, że nigeryjscy mężczyźni to sprawcy przemocy. Adichie błyskotliwie odpowiedziała, że przeczytała ostatnio książkę pod tytułem American Psycho i bardzo ubolewa, że młodzi amerykańscy mężczyźni to seryjni mordercy.
Publiczność, oczywiście, w tym miejscu wybucha szczerym śmiechem, bo absurdalność tego rodzaju uogólnienia sama rzuca się w oczy. Wszyscy znamy tak dużo amerykańskich historii (filmów, seriali, książek), że raczej nikomu nie przyszłoby do głowy uznać pojedynczego psychopatę za reprezentanta całej grupy społecznej. Niestety, nie można powiedzieć tego samego o historiach nigeryjskich…
Dużo ostatnio zastanawiałam się nad tym, ile grup społecznych i etnicznych, mniejszości, nacji, krajów, kontynentów nawet, wciąż narażonych jest na niebezpieczeństwo pojedynczej opowieści. I nad tym, ile takich pojedynczych historii musi zostać opowiedzianych i usłyszanych, żeby stworzyć obraz głębszy i pełniejszy niż płaska karykatura stereotypu?
Tak się szczęśliwie złożyło, że te moje kulturowo-filozoficzne rozważania zbiegły się w czasie z przyznaniem nagrody Bookera pierwszej czarnej kobiecie w historii tej nagrody. Bernardine Evaristo uhonorowano za powieść Girl, Woman, Other i co można o tej książce powiedzieć na pewno, to że jej dwunastu bujnych i różnorodnych bohaterek nie da się upchnąć w jednym worku z napisem ,,czarna kobieta”.
Jest więc Amma, politycznie zaangażowana reżyserka teatralna i poligamiczna lesbijka, której najnowsza sztuka wchodzi na deski londyńskiego National Theatre. Jest jej wybitnie inteligentna i ambitna córka, Yazz, wychowana na niezależną feministkę i odrzucająca tę etykietkę jako coś kompletnie przebrzmiałego. Jest Megan, która poprzez internetowy research odnajduje własną tożsamość płciową i określa się jako niebinarna Morgan. Jest Carole, goniąca za mainstreamowo rozumianym sukcesem w bankowości i seniorka wielkiej rodziny, Hattie, która większość życia spędziła na farmie w północnej Anglii. Najstarsza bohaterka ma lat 93, najmłodsza – 19. Kilka pokoleń czarnych Brytyjek, splątane korzenie, często sięgające Afryki lub Karaibów, różne wybory życiowe, poglądy, orientacje seksualne i tożsamości płciowe. Ich historie łączą się w skomplikowaną i pięknie brzmiącą polifonię.
Struktura tej polifonicznej narracji jest dokładnie przemyślana i świetnie poprowadzona. W pierwszej scenie widzimy Ammę tuż przed wielką premierą, która ma być przełomem w jej karierze. Kolejne dwie historie koncentrują się wokół jej córki i wieloletniej przyjaciółki. Następne trzy – wokół trzech kolejnych bliskich sobie kobiet. Marginalna postać z jednej z tych historii staje się osią kolejnego trio. Aż w końcu czytelnik zaczyna się orientować, że wszystkie te opowieści jakoś się na siebie nakładają, zazębiają, by wspólnie dotrzeć do tego samego punktu – w epilogu widzimy większość bohaterek w teatrze na premierze spektaklu Ammy.
Słowo ,,Other” w tytule nie daje mi spokoju. O tym, że kobieta w kulturze jest Innym wiemy od czasów Simone de Beauvoir (szczerze mówiąc, kiedy pierwszy raz usłyszałam tytuł Girl, Woman, Other, byłam niemal pewna, że mowa o jakiejś pozycji z zakresu teorii feministycznej). Większość postaci Evaristo może się jednak określić jako ,,Inny/inna” na więcej niż jednej płaszczyźnie. Jako osoby czarnoskóre. Jako kobiety. Niektóre – jako lesbijki. ,,Inny/inna” staje się więc pojęciem tak obszernym, tak otwartym, tak inkluzywnym, że właściwie gubi gdzieś po drodze swoje pierwotne znaczenie. I w którymś momencie lektury zaczęłam zadawać sobie pytanie: ale właściwie inny niż co? Co było kiedyś tą normą, odstępstwa od której należały do tej kategorii – biały, heteroseksualny mężczyzna? (Panie dzieju, kiedy to było?!). Więc jeśli praktycznie wszystkie postacie można określić jako ,,inne”, to może Inny wcale nie jest już taki inny?
Ta optymistyczna myśl współgra z istotnym faktem dotyczącym przedstawienia powieściowej Ammy, której twórczość przez całe dekady traktowano jako awangardową, niszową i nazbyt radykalną. I nagle National Theatre wystawia jej sztukę o Amazonkach-lesbijkach z czarnoskórą obsadą. Zmieniły się czasy, zmieniły się gusta, publiczność domaga się Innych. Mało tego: publiczność składa się z Innych. Czy to tylko mi się wydaje, że nadeszły dobre czasy dla Innych?
Duże uznanie – z jednym małym ,,ale” – należy się Bernardine Evaristo również za wplecenie w narrację dialogu różnych feminizmów. Dialogu rozumianego dosłownie, bo niektóre z bohaterek odkrywają dla siebie feminizm pod wpływem rozmów z innymi kobietami. I dialogu w rozumieniu szerszym, pokoleniowym, bo to co ważne w politycznej batalii starszego pokolenia, zupełnie nie przystaje do rzeczywistości ich córek. To jedno małe ,,ale” dotyczy negatywnej wizji feminizmu separatystycznego – nie będę wchodzić w szczegóły, ale jedyna z bohaterek, która zahacza o ten nurt nie wychodzi na tym najlepiej. I myślę sobie, że to wielka szkoda, bo powieść o takim feministycznym rozmachu mogłaby potraktować i ten odłam z uwagą i zrozumieniem.
W kwestii formalnej: z jakichś powodów Bernardine Evaristo zdecydowała się napisać ponad czterystupięćdziesięciostronicową powieść bez użycia kropek i o ile nie jestem zwolenniczką tego typu zabiegów, to w tym przypadku zupełnie mi to nie przeszkadza. I tak widzę i czuję, gdzie kończy się jedno zdanie, a zaczyna kolejne, więc po kilku stronach przestałam na to nawet zwracać uwagę.
Proza Evaristo utrzymuje świetne tempo i rytm, zdania zalewają kolejne kartki bogactwem tak formy jak i treści. To wszystko razem sprawia, że powieść czyta się znakomicie, nawet jeśli historie niektórych postaci wydają się ciekawsze niż innych (o Ammie i Yazz chętnie przeczytałabym osobną książkę).
Wspaniale, że ludzie od Bookera zdecydowali się nagrodzić Girl, Woman, Other ( ex aequo z Testamentami Margaret Atwood – ale o tym w następnym odcinku), bo nie wiem, czy inaczej udałoby mi się kiedykolwiek odkryć tę autorkę. Żadna z jej ośmiu książek nie ukazała się dotychczas w Polsce. Szkoda, bo to naprawdę wartościowa literatura.
Dominika Ciechanowicz
Bernardine Evaristo, Girl, Woman, Other Wydawca: Hamish Hamilton; UK 2019; str. 464