
Świat w ogniu. Recenzja książki „The Fires” Sigríður Hagalín Björnsdóttir
W katastroficzno-dystopijnej powieści The Fires Sigríður Hagalín Björnsdóttir, uśpione wulkany półwyspu Reykjanes budzą się z ośmiusetletniego snu. Nikt nie wie, czego się spodziewać – kiedy ostatnio wybuchły, zdziesiątkowały społeczność Islandii, ale zapisy z tamtych czasów są, siłą rzeczy, mało precyzyjne i zupełnie nienaukowe. Współcześni naukowcy wiedzą już znacznie więcej i zrobią, co w ich mocy, żeby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom wyspy i turystom. Anna Arnardóttir, wulkanolożka, członkini Rady Nauki i jedna z najbardziej rozpoznawalnych naukowczyń w kraju, pracuje na przyspieszonych obrotach: trzeba nie tylko stale monitorować newralgiczny teren, ale również bronić się jakoś przed drapieżnymi i konfrontacyjnymi politykami i dziennikarzami, którym wydaje się, że wszystko wiedzą lepiej.
Ten gorączkowy czas jest też przełomowym momentem w życiu prywatnym Anny. Stabilne i zawarte z rozsądku małżeństwo, które przez lata dawało jej poczucie bezpieczeństwa, zaczyna chwiać się w posadach, bo oto czterdziestokilkuletnia Anna zakochuje się… po raz pierwszy w życiu. Tómas – fotograf spotkany przypadkiem na nieustannie drgającej od wzbierającej magmy ziemi, wyzwoli w wulkanolożce emocje, o istnieniu których ta nie miała do tej pory pojęcia. Emocje, które jednocześnie przerażają ją i fascynują i których na pewno nie będzie w stanie zignorować. Anna dobrze wie, że świat, który znała zbliża się ku końcowi – zarówno na mikro jak i na makropoziomie. A my, czytelnicy, raczej od początku lektury mamy świadomość, że ta historia nie może skończyć się dobrze. Że tego świata nie da się już uratować.
Powieść Sigríður Hagalín Björnsdóttir oparta jest na naprawdę ciekawym pomyśle. Spektakularnym wręcz. Zderzenie ze sobą tych dwóch wymiarów katastrof – globalnego i osobistego – zapewnia tej historii potężną i efektowną siłę rażenia. Świat naszej głównej bohaterki płonie – i to dosłownie. Trudno chyba o bardziej dramatyczne tło.
Niestety, imponująca sceneria nie jest w stanie wynagrodzić nam mozołu lektury. The Fires to książka, przez którą naprawdę ciężko się brnie – głównie dlatego, że dużą jej część stanowią nużące naukowe objaśnienia działania wulkanów oraz ich historia. Autorka nawet nie próbuje wplatać tych opisów i objaśnień w fabułę czy dialogi, żeby ułatwić czytelnikowi sprawę – zamiast tego dostajemy całe toporne, wulkanoznawcze rozdziały, napisane z lekkością i polotem podręcznika akademickiego. Strasznie frustrujące doświadczenie czytelnicze – zwłaszcza, kiedy ta osobista, ludzka historia głównej bohaterki zainteresuje nas już na tyle, że wcale nie mamy ochoty przerywać jej co chwilę jakimś kolejnym quasi-akademickim wywodem.
To nie jest zresztą jedyne, co w tej książce nie zagrało. O ile wir osobistych dramatów Anny rzeczywiście wciąga, to już sama konstrukcja tej postaci budzi we mnie spore wątpliwości. Nie bardzo mogę uwierzyć, że tak błyskotliwa i inteligentna osoba, wybitna naukowczyni, a przy tym sprawnie funkcjonująca w społeczeństwie i na łonie rodziny żona i matka, dysponuje tak niską inteligencją emocjonalną, że zdaje się to się graniczyć z dysfunkcją. Anna nie rozpoznaje w sobie podstawowych emocji, po świecie własnych uczuć błądzi jak dziecko we mgle. Uczucia i emocje innych ludzi konfundują ją albo budzą w niej złość. Było to momentami absurdalne – praktycznie każda scena, w której Anna konfrontuje się w jakiś sposób z uczuciami (wszystko jedno własnymi czy cudzymi) wprawiała mnie w niedowierzanie. Aż trudno pojąć, jakim cudem ta kobieta zdołała przeżyć na świecie ponad czterdzieści lat i wychować dwójkę zdrowych na umyśle dzieci… Równie trudno zrozumieć, dlaczego nasza nieszczęsna bohaterka straciła głowę akurat dla Tómasa, który wydaje się postacią zupełnie nieciekawą. Autorka ewidentnie zapomniała napisać mu osobowość – facet jest zlepkiem frazesów i przeciągłych spojrzeń, ale pod tą fasadą nie ma nic. Zdecydowanie nie jest wart tego, żeby stawiać dla niego na głowie całe swoje dotychczasowe życie.
Szkoda, że się nie udało. The Fires to książka, którą miałam szczerą nadzieję polubić – zaintrygował mnie opis, temat, sceneria, renoma autorki i nawet okładka. Tymczasem lektura okazała się męczącym i irytującym doświadczeniem, z którego niewiele dla mnie wynikło. Najlepszy był w tej powieści pomysł – ale wykonanie i szczegóły popsuły go, niestety, na całej linii.
Sigríður Hagalín Björnsdóttir The Fires
Tłumaczenie z islandzkiego: Larissa Kyzer
Wydawnictwo Amazon Crossing 2023
Zobacz również

Dziewczyna jak wulkan – recenzja powieści „Miss Iceland” Auður Avy Ólafsdóttir
12/05/2024
Trauma, komuna i przestrzeń między językami – o książce „Polishing Iceland” Ewy Marcinek
15/01/2023