Do wód!, czyli wycieczka do Laugarvatn
Golden Circle, najpopularniejsza trasa wycieczkowa w Islandii, ma to do siebie, że jak już się na nią wjedzie, to trochę trudno nie wpaść w turystyczną rutynę. A złapani w turystyczną rutynę pędzimy od jednej atrakcji do drugiej, a potem od drugiej do trzeciej (czyli Park Narodowy Thingvellir – Gejzer – Wodospad Gullfoss), zatrzymując się na największych parkingach, pijąc kawę w najbardziej obleganych kawiarniach, siusiając w toaletach o najdłuższych kolejkach i generalnie bezmyślnie i beztrosko podążając za tłumem. Sama tak zrobiłam, i to więcej niż raz i wcale nie twierdzę, że było źle – ten tłum zwykle wie, dokąd zmierza i po co, więc podążając za nim, bezbłędnie trafiamy do miejsc tak spektakularnych, że widząc je po raz pierwszy można z wrażenia dostać czkawki. Golden Circle to bez wątpienia trasa przepiękna, widowiskowa i wyjątkowa i na pewno warto ją zobaczyć – mimo przepełnionych parkingów, kolejek i drogiej kawy.
Ale to nie będzie artykuł o Golden Circle. To będzie artykuł o mojej bardzo sympatycznej, dwudniowej solo-wycieczce do małego i niepozornego miasteczka Laugarvatn, położonego na trasie Golden Circle, które łatwo przegapić, pędząc ku tryskającym wodom Gejzeru. Pewnie sama nigdy nie wpadłabym na to, żeby się akurat tam zatrzymać, gdybym przypadkiem nie miała darmowego biletu do geotermalnego spa Laugarvatn Fontana (który trzymałam w szufladzie tak długo, aż stracił ważność, biedaczek, ale miły pan w recepcji powiedział, że to nic nie szkodzi). A ponieważ wycieczka poświęcona w całości zanurzeniu ciałka w ciepłej wodzie Fontany – choć niewątpliwie przyjemna – wydała mi się jednak niewystarczająco atrakcyjna, zaplanowałam sobie kilka innych aktywności, o których przeczytacie poniżej.
Wędrówka na Górę Laugarvatn
Góra Laugarvatn wznosi się dumnie nad miasteczkiem i już na pierwszy rzut oka obiecuje wspaniałe widoki. Ale jak się tam wdrapać? Oto jest pytanie i to pytanie nie byle jakie, tylko dokładnie to samo, które powraca do mnie jak bumerang za każdym razem, kiedy próbuję się w Islandii wdrapać na jakąkolwiek górę – mówiąc delikatnie znakowanie szlaków nie jest tu ich najmocniejszą stroną i znalezienie początku trasy bywa większym wyzwaniem niż sama wspinaczka. Tym razem jakoś się udało (o tutaj jest ten początek, mniej więcej, jakby ktoś go przypadkiem potrzebował: 64°12’51.3″N 20°44’12.7″W) i dalej było już zaskakująco dobrze – co kilka kroków słupek z żółtym znaczkiem, aż do samego szczytu. Trasa jest dość stroma, kamienista i do najłatwiejszych nie należy, ale satysfakcjonujący widoczek na górze dają, więc warto.
Basen Laugarvatn
No jasne, że poszłam na basen; mówiąc miedzy nami, to ja właściwie w Islandii ciągle chodzę na basen. Serio, tym się tu głównie zajmuję (no, dobra – trochę też pracuję). A wyjechanie poza miejsce zamieszkania zawsze ma ten dodatkowy atut, że można sobie dla odmiany pójść na jakiś inny basen niż ten, na który chodzi się na co dzień i natrzaskać długości w nieco innych okolicznościach przyrody. W Laugarvatn basen mają bardzo przyzwoity: standardowe 25 metrów na zewnątrz, trzy hot poty i łaźnia parowa. No i najlepsze, co mnie tam spotkało – w piątek o 13:00 nie było tam nikogo, oprócz pani sprzedającej bilety. Nikogo!
Laugarvatn Fontana
No i w końcu wisienka na torcie – relaks w geotermalnym spa Fontana. To, oczywiście, największa atrakcja miasteczka i główny powód, dla którego w Laugarvatn w ogóle zatrzymują się jacyś turyści. Gorące źródła przerobione na eleganckie spa to jeden z popisowych numerów Islandii – dziś są już chyba we wszystkich częściach kraju i kuszą luksusami na zdjęciach w rozmaitych materiałach promujących Islandię (na pewno każdy, kto leciał na wyspę, widział w jakimś magazynie w samolocie albo na lotnisku przynajmniej jedną piękną panią, z błogim wyrazem twarzy zanurzającą się w parującej wodzie). Najsłynniejsze i największe to, oczywiście, Blue Lagoon, ale te mniejsze też dają radę. Fontana okazała się przyjemnie kameralna: kilka eleganckich zbiorniczków z wodą o różnej temperaturze, sauna i trzy łaźnie parowe, w których można usłyszeć… bulgotanie gorącego źródła, na którym cały ten przybytek stoi. Fajnym dodatkiem, takim który mocno wyróżnia w moich rankingach Fontanę od innych tego typu miejsc jest to, że obok jest zejście do jeziora, w którym można się dla ochłody zanurzyć. Bardzo im się ten pomysł udał – zamiast standardowej beczki z zimną wodą dla spragnionych endorfin – całe jezioro z zimną wodą. Pławiłam się w tych luksusach chyba ze dwie godziny i wyszłam zrelaksowana i totalnie rozmiękczona.
Hostel Héraðsskólinn
Héraðsskólinn to bez wątpienia najbardziej charakterystyczna budowla w całym miasteczku. To dawna szkoła przerobiona na hostel, której zdjęcia w internecie wydały mi się jednocześnie na tyle urocze i i oldskulowo dziwne, że – nie zastanawiając się długo – postanowiłam zabukować nocleg właśnie tam. Sam budynek powstał w roku 1928 i jest jednym z najstarszych w okolicy, a zaprojektował go Guðjón Samúelsson – super sławny islandzki architekt i pierwszy na wyspie człowiek z wykształceniem architektonicznym. W realu ta dziwność ze zdjęć tylko się pogłębia – a momentami jest nawet dość upiornie, bo wśród dziesiątek staroci wypełniających korytarze i kolejne pomieszczenia hostelu, można znaleźć, na przykład, wózek z jakimś szmacianym potworkiem w środku (zarówno wózek, jak i potworek wyglądają, jakby przetrwały ze dwie wojny światowe). Trochę to było creepy, ale miało swój urok – w Héraðsskólinn można się poczuć, jakby spędzało się noc w muzeum (gwoli ścisłości: łóżka mają normalne, współczesne i bardzo wygodne).
Podsumowując: nie będę was tu raczej przekonywać, żebyście porzucili wszystkie swoje inne podróżnicze plany i ruszyli tłumnie do Laugarvatn, no bo bez przesady – to prawdopodobnie nie jest najpiękniejsze miejsce w Islandii. Ale jako dodatkowy, niestandardowy przystanek na słynnej trasie wycieczkowej, miasteczko na pewno ma parę ciekawych rzeczy do zaoferowania: jest gdzie połazić, jest gdzie wypić kawę, no i najważniejsze – jest się w czym wykąpać (oj, jest!).
PS. Główne zdjęcie pochodzi z oficjalnej strony Fontany (fontana.is), bo ja się trochę boję robić zdjęcia roznegliżowanym ludziom….
Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl