Dorastanie poza schematami. O filmie „Fanfik” w reżyserii Marty Karwowskiej
Radują się tęczowe serduszka w kraju i na obczyźnie – oto powstał pierwszy polski film z osobą transpłciową jako głównym bohaterem. Fanfik – nowa produkcja Netfliksa w reżyserii Marty Karwowskiej – to ekranizacja głośnej książki Natalii Osińskiej o tym samym tytule. Historia zagubionej nastolatki Tośki, która pisze fanfiki i przez lata nie może zrozumieć, dlaczego tak źle czuje się w świecie i we własnej skórze, aż w końcu odkrywa, że jest chłopakiem, kilka lat temu podbiła serca młodych (i nie takich znowu młodych – patrz: ja) czytelników.
Powieść Natalii Osińskiej
Powieść Osińskiej jest przede wszystkim klasyczną młodzieżówką obyczajową – mocno osadzoną w konkretnych realiach (zresztą poznańskich, co oczywiście automatycznie nasuwa skojarzenia z Jeżycjadą), towarzyszącą bohaterom w ich codzienności: w szkole, w domu, w gronie znajomych. Autorka pełnymi garściami czerpie z tradycji gatunku i tworzy konwencjonalną, modelową wręcz powieść młodzieżową w rodzaju tych, na jakich wychowały się całe pokolenia Polek i Polaków. Tyle tylko, że u niej akurat pierwszoplanowi bohaterowie są nieheteronormatywni – i to połączenie starej formy z nową treścią okazało się strzałem w dziesiątkę. Natalia Osińska udowodniła polskim czytelnikom, że o nieheteronormatywności można opowiadać nie tylko w formie poważnych dramatów i w obrębie ciężkich gatunków, ale że można też tak: lekko, ciepło, sympatycznie i z humorem.
Na szczęście dla nas wszystkich twórcy filmu zdają się świetnie czuć ducha powieści Osińskiej. Udało im się zachować i przenieść na ekran tę jej lekką, ciepłą i sympatyczną formę i w efekcie powstała produkcja, która wzrusza, chwyta wprost za serce i zostawia widza z uśmiechem na twarzy.
Tosiek i Leon
Tosię Graczyk (świetny debiut Alina Szewczyka) poznajemy w szkolnej toalecie. Zamiast brać udział w akademii z okazji rozpoczęcia roku, dziewczyna wymiotuje, bo po raz kolejny połknęła za dużo tabletek. Od razu w pierwszych zdaniach filmu dowiadujemy się również że psychotropy (czasem przepisywane przez lekarza, czasem podbierane tacie) to obok pisania fanfików jedyne, co pomaga jej poczuć się odrobinę lepiej. Bo tak poza tym, to zwykle czuje się tak, że szkoda gadać: „pół życia chce mi się rzygać, a drugie pół chce mi się spać”.
W sąsiedniej toalecie natomiast wymiotuje Leon (Jan Cięciara) – nowy uczeń liceum, który właśnie przeprowadził się do miasta z jakiejś niewielkiej miejscowości. Leon najwidoczniej też się z czymś zmaga, też coś ukrywa i raczej też nie najlepiej się ze sobą czuje.
Okazuje się, że Leon i Tosia trafiają do tej samej klasy. Mimo początkowej rezerwy ze strony Tosi, między tą dwójką odmieńców stopniowo zacznie powstawać silna więź. I właśnie pod wpływem tej więzi Tosia wkrótce zakwestionuje normy, które wpoiło jej społeczeństwo i zacznie odkrywać zagadki własnej tożsamości. Któregoś deszczowego dnia w mieszkaniu Leona, przebrana w męskie ciuchy Tosia spojrzy w lustro, by oddał jej spojrzenie on – wesoły, zadziorny i całkiem autentyczny Tosiek. I nagle psychotropy przestaną być potrzebne, a rzeczywistość wokół zacznie nabierać sensu. Bo przecież Tosiek tak naprawdę zawsze był Tośkiem – tyle tylko, że przypadkiem przyszedł na świat w ciele Tosi. I potrzebował trochę czasu i wsparcia, żeby ten fakt odkryć.
Gdzie jest ciotka?
Każdy, kto czytał książkę Osińskiej zapewne pamięta postać okropnej ciotki Idalii – męczącej i upierdliwej opiekunki, która zatruwała Tośkowi życie sukienkami, makijażem i dziewczęcymi fryzurami. Ciotka jawiła się czytelnikowi wręcz jako zło wcielone, bo przecież w którymś momencie okazało się, że była w pełni świadoma „tendencji” siostrzenicy (które dawały o sobie znać już w dzieciństwie, kiedy mała Tosia przebierała się za chłopca i kazała się nazywać Danielem) i robiła, co mogła, by je wykorzenić. Mimo że pod koniec powieści ciotka nieco się zrehabilitowała, to jednak pamiętamy jej głównie całe to zło, którego w tośkowym życiu narobiła. Z jakichś powodów twórcy filmu zdecydowali się całkowicie pominąć postać upiornej ciotki. I choć wielu widzów zapewne odetchnęło z ulgą, to jednak mam wrażenie, że z punktu widzenia fabuły ta postać była naprawdę bardzo potrzebna. Tosiek miał w domu samozwańczą strażniczkę patriarchatu i heteronormy, kogoś, kto wpychał go w schemat płciowy, w którym zupełnie nie mógł się odnaleźć. W momencie, kiedy tej postaci zabrakło, trochę trudno pojąć dlaczego Tosiek – jeszcze jako Tośka – tak uparcie kultywuje swoją dziewczęcość: chodzi w sukienkach, maluje się i ma pokój wytapetowany w kwiatki. Coś mi się tu nie klei, bo mam wrażenie, że bez tej zewnętrznej presji nasz bohater zupełnie nie powinien czuć takiej potrzeby (zwłaszcza, że jedyny rodzic raczej nie wtrąca się w jego życie, ani tym bardziej w to, jak się ubiera). Dlaczego więc Tosiek nigdy wcześniej nie wpadł na to, że kiepsko się czuje w sukienkach? I że te wszystkie kwiatki i falbanki to jakby trochę nie jego styl?
Warstwa graficzna
Jedną ze szczególnie udanych rzeczy jest w Fanfiku cała warstwa wizualno-graficzna. Kiedy Tosiek pisze, jego słowa fizycznie pojawiają się na ekranie, by po chwili przeobrazić się w osobną, alternatywną narrację. I tym sposobem tośkowe fanfiki (tylko czy historia o Gwiazdorze i Wkurzonym Kopciuszku aby na pewno jest fanfikiem? A jeśli tak – to fanfikiem do czego?) stają się częścią jego rzeczywistości, co fajnie ilustruje, jak ważną częścią życia jest dla niego internetowa twórczość. Momentami film idzie też w kierunku całkowitej animacji, co w moim odczuciu świetnie go uzupełnia i uatrakcyjnia. Dzięki temu pewne rzeczy – takie jak cały skomplikowany pejzaż emocjonalny Tośka – udaje się opowiedzieć jakby skrótowo, obrazowo i metaforycznie.
Jak na mój gust Fanfik to naprawdę bardzo udana adaptacja bardzo udanej powieści (choć przyznaję, że jako wielka amatorka młodzieżówek obyczajowych, z których nigdy nie wyrosłam, mogę nie być tak całkiem obiektywna). Marta Karwowska stworzyła film o bohaterach, których nie da się nie polubić – kibicujemy Tośkowi i Leonowi od momentu, kiedy tylko pojawiają się na ekranie ich sympatyczne buzie aż do napisów końcowych. A przy tym Fanfik to ciepła i naprawdę mądra historia o dojrzewaniu i szukaniu siebie. Opowieść o buncie przeciwko normom i schematom, w które próbuje wepchnąć nas społeczeństwo, o roztrzaskiwaniu ram, do których nijak nie pasujemy i o poszerzaniu samoświadomości. To jedna z tych narracji, które chętnie włożyłabym do kapsuły czasu i przesłała nastoletniej wersji samej siebie – może wtedy dorastanie byłoby trochę bardziej znośne.
Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl