Dziesięć punktów dla Slytherinu – o autobiografii Toma Feltona „Po drugiej stronie różdżki”
Są ludzie, którzy nie przegapią żadnej okazji, żeby zajrzeć na chwilę do Hogwartu – choćby i tylnymi drzwiami. A ponieważ tak się składa, że ja również do tych ludzi należę (o czym już kilka razy na tym blogu wspominałam, na przykład wtedy, kiedy znęcałam się nad Tajemnicami Dumbledore’a – o tu), więc oczywiście przeczytałam autobiografię Toma Feltona. No bo jakżeby nie?
Opowieści z planu filmowego
Prawdopodobnie jak wszyscy inni potterheadzi świata, sięgnęłam po tę książkę mając przede wszystkim nadzieję na anegdoty i ploteczki prosto z planu filmowego, może nie pierwszej już świeżości (bo od ostatniego filmu mija już przecież dwanaście lat!) ale za to z pierwszej – bo malfoyowej – ręki. I faktycznie, Tom Felton nie szczędzi nam zabawnych historyjek; opowiada o codziennym życiu i dorastaniu na planie filmowym, o przyjaźniach (a zwłaszcza o tej, która chyba najbardziej rozpala ciekawość publiki – z Emmą Watson, czyli filmową Hermioną), a także o licznych żartach, wpadkach, wygłupach i wybrykach. I to nie tylko w dziecięcym wydaniu, bo dostajemy również mnóstwo anegdot o wspaniałych aktorach, takich jak Alan Rickman, Robbie Coltrane czy Jason Isaacs – i tu bardzo szczególna i na swój sposób urocza jest ta perspektywa chłopaka, który dopiero po jakimś czasie pracy na planie filmowym zorientował się, z jakimi sławami ma do czynienia. Na początku cała ta brytyjska śmietanka aktorska zebrana w studio nie robi ani na Tomie ani na innych dzieciakach szczególnego wrażenia – ot kolejni dorośli, w towarzystwie których trzeba się przyzwoicie zachowywać i z którymi trzeba się jakoś nauczyć współpracować. No i co z tego, że przypadkiem nazywają się Richard Harris albo Maggie Smith? I że rodzice i opiekunowie na ich widok dostają małpiego rozumu i zaraz chcą autografy?
Dorosłość i problemy
Tak więc spokojnie można powiedzieć, że dostajemy od Toma Feltona wszystko to, na co liczyliśmy, sięgając po jego książkę: wgląd do Hogwartu od kuchni. Nasza mugolska ciekawość zostaje zaspokojona i czyta się to wszystko z dużą przyjemnością – no, ale właściwie to ja zupełnie nie o tym chciałam Wam tu dzisiaj napisać. Anegdoty anegdotami, ale tak się składa, że mamy tu do przeanalizowania temat o wiele ciekawszy i poważniejszy niż wszystkie te sympatyczne opowiastki razem wzięte. Otóż pod koniec książki – trochę jak grom z jasnego nieba – Felton zaczyna opowiadać o swoich problemach z alkoholem. I nagle robi się całkiem poważnie. Aktor szczerze i otwarcie pisze o tym, jak już po skończeniu pracy na planie Harry’ego Pottera, jako dorosły człowiek, przeprowadził się do Hollywood i zaczął tam ostro pić. Nie trwało to długo, ale było na tyle intensywne, że natychmiast stało się problemem: z chłopaka, który alkohol pił okazjonalnie nagle zamienił się w faceta, który praktycznie nie trzeźwiał. Na szczęście znaleźli się wokół niego ludzie, którzy odpowiednio szybko zareagowali i zapewnili mu pomoc, której potrzebował – nawet jeśli sam jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy. Aktor trafił na odwyk (z którego zresztą uciekł), a potem na terapię, która pomogła mu uświadomić sobie, że nadużywanie alkoholu to tylko zewnętrzna oznaka problemów, które leżą znacznie głębiej.
Co z tymi dzieciakami?
Doskonale pamiętam, że kiedy przed laty oglądałam materiały z ostatnich dni na planie filmowym (ach, te płyty z dodatkami dołączane do filmów na DVD, których wyczekiwałam chyba równie niecierpliwie, co samych filmów!), przemknęła mi przez głowę myśl: „rany boskie, co z tymi wszystkimi dzieciakami teraz będzie?”. Nie w sensie zawodowym – bo na pewno świetnie odnajdą się w branży filmowej, jeśli tylko będą tego chcieli – ale w sensie psychologiczno-emocjonalnym. Oto nagle, po szalonym i zupełnie anormalnym dzieciństwie, tracą tę jedną jedyną rzecz, która była fundamentem ich życia – filmowy świat, w którym dorastali i społeczność, która była dla nich jak rodzina. I do tego jeszcze ruszają w świat jako jedni z najbardziej rozpoznawalnych ludzi na całej planecie. Przecież to było oczywiste, że część z nich (o ile nie wszyscy!) będzie miała poważne problemy ze sobą! Aż dziwię się trochę, że nie słyszymy więcej historii o nałogach, załamaniach, depresjach, kompulsjach i innych zaburzeniach psychicznych. Może dopiero usłyszymy? Jestem absolutnie pewna, że nie tylko Tom Felton nie najlepiej poradził sobie z życiem po Hogwarcie.
Dzieci w branży filmowej
Nie jest chyba żadną tajemnicą fakt, że branża filmowa miewa bardzo niefortunny wpływ na życie i zdrowie swoich najmłodszych pracowników. Bycie dziecięcym aktorem to trochę przekleństwo przebrane za błogosławieństwo. Pewnie, że fajnie w tak młodym wieku zdobyć sławę i pieniądze, ale co z tego potem może wyniknąć – wszyscy wiemy. Wystarczy wspomnieć pokręcone życiorysy Judy Garland (która przez całe swoje niedługie życie zmagała się z uzależnieniem i ostatecznie przedawkowała), Drew Barrymore (która piła od jedenastego roku życia, a ćpała od trzynastego) czy Macaulay’ego Culkina (którego spektakularny upadek relacjonowały tabloidy na całym świecie, podczas kiedy on cierpiał w samotności i tonął w heroinie). Doskonale znamy tę narrację, bo widzimy ją we wciąż nowych odsłonach – błyskotliwy początek kariery w bardzo młodym wieku, a potem błyskawiczny upadek, z którego trzeba się podnosić przez resztę życia. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś tu jest jednak bardzo nie tak, skoro ta sama historia wciąż wraca do nas jak bumerang. Może pora, żeby branża filmowa w końcu znalazła sposób na to, jak zadbać o psychiki swoich najmłodszych?
Terapia jest okej
Oczywiście, historia Toma Feltona nie jest aż tak dramatyczna i wstrząsająca. Nie ma tu mowy o wielkim upadku – raczej o zagubieniu i potknięciu, po którym aktorowi dość szybko udało się podnieść i otrzepać. Dziś widzę w nim ogarniętego i rozsądnego człowieka, który spokojnie rozwija karierę aktorską, nie przestając dbać o własne zdrowie psychiczne. I który głośno i wyraźnie mówi ludziom, że to jest naprawdę okej, jeśli sobie z czymś nie radzą i potrzebują pomocy. I że terapia jest okej – a w dodatku wcale nie mówi tego po to, żeby kogokolwiek do czegokolwiek przekonywać, ale po prostu dlatego, że jemu pomogła i stała się częścią jego życia. Jego przesłanie zdaje się brzmieć: wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a rzeczą ludzką jest czasem nie dawać rady.
Osobiście uważam, że należą mu się za to wielkie brawa (albo dziesięć punktów dla Slytherinu), bo przecież w praktyce sam jeden robi dla podniesienia świadomości społecznej w temacie zdrowia psychicznego więcej niż niejedna kampania społeczna. Pewnie, że jego książka nie jest jakąś głęboką i wnikliwą analizą uzależnienia – no ale nie oszukujmy się, w przeciwieństwie do głębokich i wnikliwych analiz uzależnienia, po które sięgają nieliczni, autobiografię Draco Malfoya przeczytają tłumy. Na pewno znajdą się wśród tych tłumów tacy, do których to przesłanie trafi dokładnie w momencie, kiedy będą go potrzebowali.
Tom Felton Po drugiej stronie różdżki
Tłumaczenie: Robert Waliś
Wydawnictwo Albatros 2023
Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl