literatura,  recenzje

Odmieńcy w lapońskiej dziczy, czyli „Las powieszonych lisów” Arto Paasilinny

W Lesie powieszonych lisów fiński pisarz Arto Paasilinna (znany m.in. z urzekająco absurdalnego i zabawnego Roku Zająca) zabiera nas na głębokie lapońskie odludzie. To tu właśnie postanawia ukryć się przed dawnymi wspólnikami gangster Oiva Juntunen, który po dokonaniu skoku życia i zrabowaniu złota z australijskiego statku, nie ma już ochoty dzielić się łupem z kolegami-rzezimieszkami. W lapońskim lesie Oiva spotyka majora Remesa – zmęczonego nałogiem alkoholowym wojskowego, który ucieka od bałaganu, którego narobił we własnym życiu. Po jakimś czasie dołączy do nich jeszcze pewna bardzo dziarska i bardzo pomarszczona dziewięćdziesięciolatka z kotem, uciekająca przed bezwzględnymi wysłannikami domu spokojnej starości. Ach, no i jest jeszcze mała lisiczka o imieniu Pięćsetka (która na szczęście, wbrew tytułowi, nie zostaje powieszona). To sympatyczne i zaskakujące grono wyrzutków stworzy sobie w dziczy bezpieczną przystań (z sauną, oczywiście, bo to Finlandia), do której wstępu strzec będzie spora liczba pułapek na lisy oraz …zamarzniętych parówek.

Co szczególnie ujmuje w powieści Arto Paasilinny, to postaci: cała trójka bohaterów jest trochę na bakier z normami społecznymi, nie bardzo ma ochotę wpasowywać się w schematy albo spełniać cudze oczekiwania. Autor wykorzystuje motyw, który zawsze i wszędzie niezmiennie mnie rozbraja: z pozoru niemający ze sobą nic wspólnego, przypadkowi odmieńcy i życiowi wykolejeńcy, którzy spotykają się dzięki splotowi przedziwnych okoliczności i wbrew wszelkim zasadom prawdopodobieństwa stają się wspólnotą. Gdzieś na marginesie rzeczywistości, gdzie nie sięga ani ramię wymiaru sprawiedliwości ani pułapki i ograniczenia norm społecznych, stwarzają sobie własny mikroświat, w którym niejedno może się wydarzyć. Jest wesoło i absurdalnie, tworzą się więzi, które w tak zwanym normalnym świecie nie miałyby szans się zadziać, a wokół szumi las i szaleją surowe, północne wiatry. A do tego jeszcze pułapki zastawione na lisy przynoszą nadprogramowe i nieoczekiwane (i momentami mocno kłopotliwe) żniwo…

Akcja powieści osadzona jest gdzieś tak plus minus we wczesnych latach osiemdziesiątych (książka powstała w roku 1983) i choć fakt ów nie ma szczególnego wpływu na fabułę, to jednak trochę między wierszami, a trochę na marginesie dostajemy tu obraz fińskiej prowincji sprzed czterdziestu lat. Prowincji, na której rytm życia wyznaczały pogoda, długość dnia i pory roku, zagraniczni turyści wciąż byli egzotyczną rzadkością, a tuż za wschodnią granicą rozciągały się groźne i politycznie nieobliczalne otchłanie Związku Radzieckiego. To świat, który odszedł już do przeszłości i może stąd płynie jego trudny to uchwycenia, lekko sentymentalny urok.

Poczucie humoru fińskiego autora trafia w samo sedno mojego. Absurdalne, przezabawne dialogi i sytuacje oraz lekki i inteligentnie dowcipny język świetnie wybrzmiewają w polskim przekładzie dzięki znakomitej robocie tłumaczki, Karoliny Wojciechowskiej. Jej to niewątpliwa zasługa, że książkę czyta się tak gładko i przyjemnie, parskając raz po raz niepohamowanym śmiechem. Nie mam pojęcia, jak to wszystko razem brzmiało i siedziało w oryginale (choć podejrzewam, że nie najgorzej…), ale w polskim tłumaczeniu brzmi i siedzi fenomenalnie.

Las powieszonych lisów to cudownie lekka, czarująco dowcipna powieść łotrzykowska, która dostarcza pierwszorzędnej – i trochę eskapistycznej (no bo kto by czasem nie chciał zaszyć się z bandą wariatów w fińskim lesie?) – rozrywki na jakieś dwa wieczory. To taki rodzaj książki, którą odkłada się z szerokim uśmiechem na ustach i z przyjemną lekkością w okolicach serduszka – trochę tylko żałując, że to już koniec.

Arto Paasilinna Las powieszonych lisów

Tłumaczenie: Karolina Wojciechowska

Wydawnictwo Książkowe Klimaty 2024


Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *