Przeczytać Afrykę: Burkina Faso. O książce „Z wody i ducha. Rytuały, magia i inicjacja w życiu afrykańskiego szamana”
Oto, jak zaczyna się ta niezwykła opowieść: „Mam na imię Malidoma. Znaczy to mniej więcej bądź obcemu przyjacielem. Ponieważ członkowie plemienia Dagara wierzą, że każda istota przychodzi na świat ze specjalnym powołaniem, pewne imiona mają charakter intencjonalny. Takie imię opisuje misję, którą noszący je ma do wypełnienia, i od najmłodszych lat nieprzerwanie przypomina mu o jego obowiązkach(…). Jak sugeruje moje imię, trafiłem do świata Zachodu po to, aby opowiedzieć mu o swoim ludzie, a do swojego ludu po to, by podzielić się z nim wiedzą o świecie Zachodu.”
Historia Malidomy
Malidoma Patrice Somé urodził się w niewielkiej wiosce zamieszkałej przez plemię Dagara, na południu Burkina Faso. Przez kilka pierwszych lat wychowywał się, jak wszystkie inne plemienne dzieci, wśród bliskich, a szczególnie mocno związany był z matką i dziadkiem. Jako kilkulatek został porwany z rodzinnej wioski przez jezuitę prowadzącego pobliską szkołę, co ponoć wcale nie było rzadką praktyką w połowie ubiegłego wieku – Malidoma spotkał w szkole wielu innych chłopców, którzy trafili do jezuickiej placówki tym samym sposobem. Przez kolejnych piętnaście lat chłopak odbierał europejskie wykształcenie pod okiem chrześcijańskich nauczycieli, by w końcu zbuntować się i uciec. Powrót do domu okazał się jednak trudniejszy, niż sądził – w mniemaniu swoich współziomków stał się obcy, praktycznie biały i by móc znów zamieszkać wśród nich, musiał przejść niebezpieczną inicjację. Inicjację, podczas której odkrył swoje prawdziwe powołanie i swoje miejsce – na granicy dwóch światów: tego tradycyjnego, plemiennego i tego narzuconego, zachodniego.
Człowiek dwóch światów
Ponieważ dzięki edukacji Malidoma poznał i zrozumiał białego człowieka, starszyzna plemienia zdecydowała, że będzie swego rodzaju reprezentantem Dagarów na Zachodzie i jednocześnie reprezentatem Zachodu w rodzinnej wiosce. „Bycie człowiekiem dwóch światów nie jest łatwe”, czytamy we wstępie. „Nieustannie stawiam czoła przygnębiającemu poczuciu bezdomności i życia na obczyźnie (…). Co roku wracam do rodzinnej wioski, aby poddać się oczyszczeniu. Po kilku latach takich praktyk uzmysłowiłem sobie, że życie na Zachodzie jest jak przebywanie w polu silnego promieniowania. Bez okresowych badań straciłbym zdolność funkcjonowania”.
Dziadek i kontakty z kosmosem
Wróćmy na chwilę do początków tej skomplikowanej drogi przez życie. A konkretnie do wspomnień z dzieciństwa Malidomy, które świetnie obrazują specyfikę plemiennego życia Dagarów. Pierwsze wspomnienia Malidomy dotyczą głównie dziadka, z którym łączyła go niezwykle mocna więź. „W plemieniu Dagara dziadkowie i wnuki pozostają w zażyłych relacjach (…). Zbliża ich do siebie to, że mają bliski kontakt z kosmosem. Dziadek wkrótce wróci tam, skąd niedawno przyszedł wnuk, toteż może od niego uzyskać wiedzę, której potrzebuje. Dziadek zrobi wszystko, aby wnuk przekazał mu wieści od przodków, nim zdąży o nich zapomnieć, co w sposób nieunikniony nastąpi. Mój dziadek dowiedział się, jakie to wieści, wprawiając mnie w trans hipnotyczny, podczas którego zadawał mi pytania”.
Szczególna więź dziadka z wnukiem jest więc czymś uświęconym przez kulturę Dagarów – pozostali członkowie plemienia traktują ich relację z szacunkiem i zrozumieniem, zostawiają im dużo czasu dla siebie, by zdążyli wymienić się wiedzą, która obydwojgu będzie wkrótce potrzebna.
Tajemnicze stwory i chodzący nieboszczyk
U Dagarów nie istnieje żadna różnica między tym, co realne, a tym, co nadprzyrodzone, między rzeczywistością a wyobraźnią. Cuda, duchy i magia są częścią codziennego życia. I w związku z tym w wiosce dzieją się naprawdę dziwne rzeczy. Kiedy dziadek chłopca umiera, rozpoczyna się ceremonia pogrzebowa, w czasie której zmarły nieboszczyk wstaje ze szpitalnego łóżka, w którym przed chwilą wyzionął ducha, po czym maszeruje do wioski, gdzie siada z bliskimi do ostatniej wieczerzy i nikogo to specjalnie nie dziwi. Taki zwyczaj po prostu, w tych stronach świata umarli chodzą. W trwającej kilka dni ceremonii uczestniczą, między innymi, Kontobili – dziwne stworzenia, które – jak wspomina Malidoma – „przypominały ludzi, ale były niskie i czerwone. Miały nie więcej jak dwie stopy wzrostu i tak wielkie genitalia, że zarzucały je sobie na ramiona, a długimi włosami zamiatały ziemię”.
Konsternacja i inicjacja
Muszę w tym momencie przyznać, że opis pogrzebu dziadka wprawił mnie w niemałą konsternację. Przez cały czas czekałam, aż autor wyjaśni, co tu się naprawdę stało – wszyscy byli czymś odurzeni i doznali zbiorowej halucynacji? Wspomnienia pomieszały się w jego głowie z obrazami z baśni i legend? Ale autor niczego nie wyjaśnia, opowiada wszystko tak, jak to pamięta i zrób z tym, czytelniku, co ci się podoba – kto chce, niech wierzy, kto nie chce, niech nie wierzy. Nieraz w trakcie lektury złapałam się na myśli, że jestem chyba na tę książkę zbyt biała i zbyt europejska. Zbyt racjonalnie myśląca. Że jakaś część mojego umysłu odmawia otwarcia się na to, czego nie pojmuje, szuka racjonalnych wyjaśnień tam, gdzie Dagarowie najwyraźniej ich nie potrzebują.
Pogrzeb dziadka to jeszcze nic. Chodzący nieboszczyk i Kontobili z genitaliami na ramionach to pikuś w porównaniu z tym, czego Malidoma doświadcza podczas wspomnianej wcześniej inicjacji, już w dorosłym życiu. Zresztą, w porównaniu z tym, co dzieje się w czasie tej inicjacji, nawet Alicja w Krainie Czarów to pikuś. Drzewa zamieniają się w ludzi. Są krasnoludki i gadające króliki. Malidoma zstępuje do podziemi, a potem podróżuje w czasie do swoich poprzednich wcieleń. Magia, cuda i dziwy, sam Tolkien by tego lepiej nie wymyślił.
Rozliczenie z kolonializmem
Ale Z wody i ducha to nie tylko relacja z plemiennej codzienności, pełnej czarów i duchów. To również bolesne, szczere i osobiste rozliczenie z kolonializmem. W szkole jezuitów Malidoma doświadczył przemocy, molestowania seksualnego i indoktrynacji religijnej; spotkał wielu okrutnych i żądnych władzy nauczycieli o wąskich horyzontach, którzy za cel stawiali sobie wykorzenienie z niego wszystkiego, co rdzenne. Biali kolonizatorzy, próbując narzucić mieszkańcom podbitych terenów swoją kulturę, nie przewidzieli jednak jednego – autochtoni dostrzegli w tej kulturze rysę, której Europejczycy sami nie byli w stanie zauważyć, wewnętrzną sprzeczność, która zdyskwalifikowała ją w ich oczach: „członkowie mojego plemienia zdali sobie sprawę, że biały człowiek dąży do niemal całkowitego zniszczenia ich kultury, a nawet pozbawienia ich życia. Z początku nie mogli pojąć, jak rasa, która potrafi spowodować tak wielką zagładę i tyle cierpienia, może żywić jakikolwiek respekt dla samej siebie”. I dalej: „Patrząc z perspektywy swojej kultury na potomków zachodnich kolonizatorów, Dagarowie widzą ludzi, którzy wstydzą się swoich przodków, gdyż byli to grabieżcy i mordercy, ukrywający się pod maskami wybawców. Nie jest zaskakujący fakt, że kultura, z której wywodzą się ci ludzie, jest chora”. A więc nie, to nie Dagarowie powinni uczyć się od białego człowieka. Biały człowiek nie ma bowiem pojęcia o ciemnych zakamarkach własnej duszy. A jak człowiek tak nieświadomy samego siebie mógłby czegokolwiek nauczyć drugiego człowieka?
Lektura tej książki to niezwykłe, momentami szalone doświadczenie. Malidoma Patrice Somé zaprasza nas do świata tak fascynująco odmiennego od wszystkiego, co znamy na co dzień, tak tajemniczego i dziwnego, że aż trudno się otrząsnąć i wrócić do rzeczywistości. Naprawdę warto.
Malidoma Patrice Somé Z wody i ducha. Rytuały, magia i inicjacja w życiu afrykańskiego szamana
Tłumaczenie: Radosław Madejski
Wydawnictwo Czarna Owca, 2012