Felietony

Siła cichych ludzi

Czasem kiedy patrzę wstecz, myślę sobie, że całe moje dzieciństwo i młodość byłyby jakościowo znacznie lepsze, łatwiejsze i bardziej twórcze, gdyby ktoś na wcześniejszym etapie życia wytłumaczył mi, czym jest introwertyzm i jak żyć w zgodzie z nim. Być może nie zmarnowałabym wówczas takiej masy czasu, próbując udawać kogoś, kim nie jestem, dostosowując się do wymogów ekstrawertycznego otoczenia, i mówiąc „tak”, kiedy chciałam powiedzieć „nie”. Być może nie spędziłabym tylu dziesiątek godzin udając, że dobrze się bawię w towarzystwie, kiedy w rzeczywistości marzyłam tylko o tym, żeby znaleźć się sama z książką we własnym pokoju. Być może nie wypiłabym takiej ilości alkoholu, próbując przezwyciężyć swoje ciche usposobienie i stać się duszą towarzystwa (rzecz jasna bezskutecznie).

Niestety. Wszystkiego, co wiem o introwertyzmie, nauczyłam się dopiero w dorosłym życiu. W sumie dobrze, że w ogóle się tego nauczyłam, bo odkąd wiem to, co wiem, jakość mojego życia wzrosła o sto procent. Ale wciąż nie mogę odżałować tych wszystkich zmarnowanych lat, bo wiem doskonale, że całe to udawanie i dostosowywanie się wypływało, w gruncie rzeczy, z braku akceptacji dla samej siebie. Chciałabym móc cofnąć się w czasie i powiedzieć młodszej wersji samej siebie, że jest wspaniała dokładnie taka jaka jest, a introwersja to jej szczególny dar.

Dziś uwielbiam tak patrzeć na swój introwertyzm: jak na wielki dar, z którego wyrastają wszystkie najsilniejsze aspekty mojej osobowości: pracowitość, wytrwałość, systematyczność, kreatywność. Introwersja to moja gleba, z niej wyrastają moje najmocniejsze drzewa. I to ja wiem najlepiej, jak o tę glebę dbać: zapewnić jej tyle czasu i świętego spokoju, ile potrzebuje.

Introwertycy i ekstrawertycy

W niektórych przypadkach introwertyka da się od ekstrawertyka odróżnić gołym okiem. Ekstrawertycy to ci towarzyscy, wygadani i energiczni, a introwertycy to ci cisi, zamyśleni, wycofani. Ekstrawertycy wolą mówić, introwertycy – słuchać. Ekstrawertycy działają, introwertycy myślą i analizują. Ekstrawertycy to zające ze słynnej bajki Ezopa, a introwertycy – żółwie (przypomnijmy: zając chciał się ścigać z żółwiem, ale prędko uznał, że przy takim powolnym przeciwniku nie warto się wysilać, więc położył się spać w krzakach i przespał moment, kiedy żółw dodreptał do mety i wygrał wyścig).

Ale przecież ludzkość nie jest podzielona prostą kreską na dwie grupy. W rzeczywistości introwertyzm i ekstrawertyzm to przeciwne końce tej samej skali, na której wszyscy jakoś się mieścimy, bliżej lub dalej jednego lub drugiego końca albo w ogóle na samym środku (ambiwertycy – ponoć łączą w sobie najlepsze cechy obu światów, szczęściarze!). Te najbardziej jaskrawe, rozpoznawalne gołym okiem przypadki – te żółwie i zające – to osoby uplasowane blisko końców skali. A więc są to przypadki niekoniecznie reprezentatywne dla większości. Ci z nas, którzy są wyraźnie ekstrawertyczni lub wyraźnie introwertyczni, raczej nie będą mieli problemu ze zidentyfikowaniem swojego typu osobowości i znalezieniem swojego punktu na skali. Im bliżej jej środka, tym mniej widoczne różnice, tym mniej wyraziste cechy żółwie lub zajęcze. Jeśli znajdujesz się gdzieś pośrodku, niecałkiem przekonany/ przekonana, czy szala przechyla się w twoim przypadku na stronę introwersji czy ekstrawersji, zastanów się, jakie jest twoje źródło zasilania. Czy bycie wśród ludzi wyczerpuje cię czy dodaje ci energii? Bo to jest właśnie istota sprawy.

Różne źródła zasilania

W rzeczywistości główna różnica między introwertykami a ekstrawertykami polega bowiem na tym, że czerpią energię z różnych źródeł. I bez zrozumienia tej zasadniczej różnicy możemy mieć duży problem z zaakceptowaniem samych siebie lub bliskich nam ludzi, jeśli tak się zdarzy, że reprezentują odmienny typ osobowości. Rzecz w tym, że dokładnie to, co daje ekstrawertykowi energię, introwertykowi ją odbiera. Ekstrawertyk czerpie energię z kontaktów z otoczeniem: postawiony między innymi ludźmi rozkwita, rozkręca się i nabiera kolorów. Ekstrawertyk jest więc jak bateria słoneczna, w przeciwieństwie do introwertyka, który bardziej przypomina akumulator: postawiony wśród ludzi zużywa energię, którą przyniósł tu ze sobą. Nawet jeśli jego bateria była na początku imprezy czy spotkania towarzyskiego w pełni naładowana, to w pewnym momencie przecież się wyczerpie i introwertyk będzie musiał odizolować się, by ją znów naładować. Introwertyk, krótko mówiąc, to ten, który wychodząc z imprezy mówi z ulgą: „jak dobrze, że to już koniec” i biegnie sprintem do domu, by wskoczyć w piżamę. Ekstrawertyk zaś wychodzi i pyta: „to gdzie teraz idziemy?”. Ale różnica między nimi wcale nie musiała być widoczna przez większość imprezy, zwłaszcza jeśli introwertyk przyszedł wypoczęty, z akumulatorem naładowanym do pełna. I jeśli nauczył się w pewnych sytuacjach zachowywać bardziej ekstrawertycznie, niż jest to dla niego naturalne, by nie odstawać za bardzo od „normy”.

Introwertyzm to zaleta

Współczesny świat tak już jest zorganizowany, że wyraźnie faworyzuje ekstrawertyzm. Już w szkołach coraz większy nacisk kładzie się na pracę w grupach, interakcje i współdziałanie – introwertyczne dzieci często mają problem z odnalezieniem się w chaosie i hałasie klasy. Prędko uczą się więc, że bycie osobą głośną, władczą i przebojową jest bardziej pożądane niż to, czym dysponują naturalnie – samodzielność, kreatywność, umiejętność długotrwałego skupienia na jednym zadaniu. Te ich mocne strony są o wiele mniej wyraziste, więc łatwiej je przeoczyć czy zlekceważyć. Pamiętam z własnego dzieciństwa dziesiątki sytuacji, kiedy nawet pochwały okraszane były tym ciągłym „ale”. Zdolna ale za cicha. Pracowita ale bardzo spokojna. Bardzo grzeczna, aż za bardzo. Przekaz od początku był jasny: coś ze mną jest nie tak. Nie zachowuję się jak „normalne” dziecko, za mało mówię, za mało rozrabiam i taka cichutka raczej sobie w życiu nie poradzę.

Trzy dekady później ośmielam się zaprotestować. Tego typu uwagi nie zrobiły mi nic dobrego – zmusiły jedynie do tego, bym nauczyła się ukrywać swój introwertyzm, a razem z nim wszystko to, co we mnie najcenniejsze. Introwertycy naprawdę sporo wygrywają już na starcie. Równowagę. Samodzielność. Wewnętrzny spokój. Nie pozwalajmy sobie wmawiać, że przyszliśmy na świat wyposażeni w jakiś drugorzędny zestaw cech! Myśliciele są światu potrzebni tak samo jak liderzy. Naukowcy tak samo jak gwiazdy rocka. Pisarze tak samo jak showmani. Introwertyzm JEST zaletą.

Tortury w tramwaju

Jeszcze jedno wspomnienie z młodości: to przeraźliwe zmęczenie po sześciu czy siedmiu godzinach w szkole. Z zatłoczonej klasy wychodzę wprost na zatłoczony korytarz i każda kolejna przerwa jest jeszcze bardziej męczącym doświadczeniem niż każda kolejna lekcja: wszędzie ścisk, hałas i ludzie. Ziszczony koszmar introwertyka. W trakcie ostatniej lekcji jadę już na absolutnej energetycznej rezerwie, rozdrażniona, wyczerpana i bliska płaczu z jakiegoś nieokreślonego powodu. Marzę tylko o tym, by w końcu stąd wyjść, nałożyć słuchawki i ruszyć przed siebie. Sama. Wracanie pieszo ze szkoły na drugi koniec miasta było wówczas moją ulubioną częścią dnia i nagrodą za przetrwanie kilku godzin licealnego sajgonu i zupełnie nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak wiele osób próbuje mi tę nagrodę odebrać, proponując wspólny spacer, wspólny powrót tramwajem albo w ogóle wspólne „zrobienie czegoś”. Wdrapywałam się na szczyty pomysłowości, szukając wymówek – wymyślałam nieistniejących członków rodziny, których nagle muszę odwiedzić w zupełnie innym punkcie miasta albo przejeżdżałam z delikwentem jeden przystanek, po czym w pośpiechu wysiadałam, udając, że „mam tu coś do załatwienia” i resztę drogi przebywałam pieszo, w końcu w błogosławionej samotności. Wszystko, byle uniknąć towarzystwa. Nie pojmowałam, jak można po kilku godzinach bycia non stop wśród ludzi, z własnej nieprzymuszonej woli przedłużać tę mękę o kolejne pół godziny. Dopiero po latach odkryłam, że te proponujące mi wspólne powroty osoby prawdopodobnie nie były bezdusznymi dręczycielami, tylko zwykłymi ekstrawertykami, dla których pogawędka z koleżanką w tramwaju jest formą relaksu, a nawet (o, zgrozo!) przyjemności, a nie rodzajem wymyślnych tortur.

O ileż prostsze byłoby życie, gdybyśmy to o sobie nawzajem wiedzieli! Gdyby tak introwertycy czuli, że to jest w porządku powiedzieć: „wiesz, przepraszam, ale nie mam teraz ochoty na towarzystwo”, a ekstrawertycy wiedzieliby, że to nie jest skierowane przeciwko nim, że część społeczeństwa po prostu tak ma. Gdyby tak wiedza o odmiennych źródłach zasilania była wiedzą powszechną, ogólnodostępną i najlepiej przekazywaną w szkołach. I gdyby tak same szkoły zapewniały introwertycznym uczniom odpowiednie wsparcie i pomagały rozwijać ich potencjał. I gdyby… ach, dużo jest jeszcze takich „gdyby” w mojej wizji świata przyjaznego introwertykom.

Wiem, że jeszcze sporo czasu minie, zanim uda nam się taki świat zbudować. Osobiście sądzę, że pierwszym krokiem jest oddanie głosu introwertykom, namówienie ich do opowiedzenia swoich historii. I to już się dzieje! Jedną z pionierek introwertycznej rewolucji jest Susan Cain, autorka książki Ciszej proszę, której rewelacyjne wystąpienie można obejrzeć tu i która prowadzi stronę Quiet Revolution, pełną historii z introwertycznego życia w ekstrawertycznym świecie. Im więcej takich historii czytam, tym bardziej wierzę w przyszłość. I tym łatwiej mi iść własną drogą.

Dominika Ciechanowicz

Bibliografia:

Susan Cain, Ciszej, proszę… Siła introwersji w świecie, który nie może prestać gadać. Wydawnictwo Laurum, 2018, tłum. Jerzy Korpanty.

Arnie Kozak, Siła introwersji. Wykorzystaj swój potencjał, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne 2016, tłum. Marlena Trusiewicz.

Marti Olsen Laney, Introwertyzm to zaleta, Wydawnictwo Rebis 2005, tłum. Bożena Jóźwiak.

Źródło obrazków: introvertdoodles.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *