Kolory tożsamości. Recenzja książki „Moja znikająca połowa” Brit Bennett
Miasteczko z obsesją karnacji
Na potrzeby swojej drugiej książki – Mojej znikającej połowy – Brit Bennett powołuje do życia dość szczególne miejsce. Miasteczko Mallard w Luizjanie to osada założona przez Afroamerykanów o jasnej karnacji. Nie na tyle jasnej, by mogli uchodzić za białych, ale wystarczająco jasnej, by nie chcieli być traktowani jak czarni. Wielu mieszkańców Mallard stawia sobie za cel doprowadzenie do tego, by kolejne pokolenia ich rodzin stawały się jeszcze jaśniejsze, więc dobierają się w pary z ludźmi o odpowiedniej karnacji. Ta swoista inżynieria genetyczna doprowadza do tego, że po latach w Mallard przychodzą na świat bliźniaczki – Stella i Desiree Vignes – o cerach tak jasnych, że spokojnie mogłyby uchodzić za białe. Tyle tylko, że oczywiście formalnie pozostają kolorowe, co w pierwszej połowie XX wieku na amerykańskim południu determinuje właściwie wszystko.
Pewnego dnia dorastające dziewczęta decydują się wyjechać z Mallard i spróbować swoich sił w wielkim świecie. Stella, którą coraz więcej osób uznaje za białą, postanawia wykorzystać ten fakt i… stać się białą. Zostawia siostrę, urywa kontakt z rodziną i znajomymi, zmienia nazwisko i tworzy sobie zupełnie nową tożsamość, starannie unikając powiązań z dawnym życiem. Desiree natomiast po kilku latach wraca z córką do Mallard, gdzie zamieszkuje znów w domu rodzinnym wraz ze starzejącą się matką. I od tej pory wiedzie spokojne i przewidywalne życie mieszkanki małego miasteczka. Pracuje, opiekuje się matką i wychowuje córkę – dziewczynkę (ku utrapieniu rodziny i sąsiadów) o skórze „tak ciemnej, że aż granatowej”.
Pytania o tożsamość
To, co napisałam powyżej bynajmniej nie jest spojlerem – to dopiero początek i zarzewie akcji. Historia bliźniaczek Vignes to punkt wyjścia dla rewelacyjnej opowieści o tożsamości, normach i ograniczeniach społecznych oraz o poszukiwaniu siebie. Opowieści o rasie, płci i wykluczeniu. Opowieści, w trakcie której nie sposób nie zadać sobie pytania o to, co lub kto właściwie decyduje o tym, kim jesteśmy. Tradycja? Społeczeństwo? Rasa? Rodzina? Czy na pewno warto pozwolić, by otoczenie określało naszą tożsamość? No i jak daleko można pójść, walcząc o siebie?
Stella i Desiree nie są jedynymi bohaterkami tej powieści – po pewnym czasie na scenę wkraczają córki obu bliźniaczek i ich całkiem odrębne, choć przecież zawsze jakoś splątane korzeniami historie. Wybory matek determinują życie córek, a sekrety, kłamstwa i tajemnice rodzinne w końcu muszą wypłynąć na powierzchnię.
Autorka przedstawia więc losy kilku osób, z których praktycznie każda musi w jakiś sposób zakwestionować w sobie coś, co inni uważają za rzecz oczywistą i niezmienną. Niezależnie od tego, czy jest to kolor skóry, płeć czy orientacja seksualna, występowanie przeciwko normom społecznym nigdy nie jest proste i wymaga ogromnej determinacji i odwagi. A do tego jeszcze zwykle wiąże się z wykluczeniem z jakiejś społeczności – i niedopasowaniem do kolejnej.
Rasizm zinternalizowany
Centralną kwestią powieści są, oczywiście, relacje rasowe. Rasa wydaje się czymś niezmiennym, niepoddającym się dyskusji, niemożliwym do zakwestionowania. Wiele rzeczy można w sobie zmienić, ale przecież nie kolor skóry. Ale skoro jest to czynnik, który determinuje całe życie, określa miejsce w hierarchii społecznej, odbiera lub daje szanse i możliwości – to może jednak kwestionowanie go jest rzeczą zasadną?
Brit Bennett zgłębia rasizm w sposób, który uważam za prawdziwy majstersztyk. Zupełnie jakby rozgrzebywała problem od samego środka i jakby dokładnie w tym celu powołała do życia postać Stelli – kobiety, która „zmienia” kolor skóry i automatycznie staje się rasistką, wygłaszając publicznie mocno problematyczne opinie. Oczywiście, jako czytelnicy wiemy, że jest to z jej strony sprytny kamuflaż – ale czy aby na pewno tylko tyle? Czy Stella nie zinternalizowała nienawiści do czarnoskórych, nie wchłonęła jej przez osmozę? Czy traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa, takie jak zlinczowanie jej ojca przez grupę białych mężczyzn, nie wpłynęły na to swoiste rozdwojenie jej osobowości? Tak, Stella to zdecydowanie jedna z najbardziej fascynujących postaci tej historii – tak psychologicznie, jak i politycznie.
USA i burzliwe dekady
Nie mniej istotne od samej akcji jest w tej historii tło społeczne i historyczne – czyli Ameryka na przestrzeni mniej więcej czterech dekad, od lat pięćdziesiątych do dziewięćdziesiątych XX wieku. To lata wielkich przemian obyczajowych i społecznych, głębokiej transformacji zbiorowej świadomości. Na oczach czytelnika zmienia się świat, ruch praw obywatelskich zmusza Amerykanów do spojrzenia w oczy własnym ograniczeniom i uprzedzeniom i z tej konfrontacji rodzi się nowa jakość. Przy końcu książki bohaterowie są już w zupełnie innym punkcie niż na początku – nie tylko z powodu drogi, którą sami przeszli, ale także dlatego, że rzeczywistość, jaką znali odeszła do przeszłości.
Moja znikająca połowa to powieść wielowarstwowa i wielowątkowa, mądra i bardzo potrzebna. Wbija się w sam środek palących kwestii społecznych, prowokuje i zmusza do zadawania pytań – dokładnie tak, jak wielka powieść powinna.
Brit Bennett Moja znikająca połowa
Tłumaczenie: Jarek Westermark
Wydawnictwo Agora 2020