literatura,  recenzje

Chemia to zmiana. O „Lekcjach chemii” Bonnie Garmus

Elizabeth Zott jest chemiczką, a lata są pięćdziesiąte. Nie trzeba wielkiej znajomości epoki (ani tym bardziej znajomości chemii), żeby domyślić się, że nie jest łatwo być kobietą w zdominowanym przez mężczyzn świecie nauki… a właściwie, że w ogóle nie jest łatwo być kobietą. Choćby Elizabeth stanęła na głowie, mało kto docenia jej nieprzeciętny umysł, kompetencje i błyskotliwość – w złożonym z samych facetów zespole naukowym Instytutu Badawczego Hastings wszyscy chcieliby raczej widzieć w niej swoją asystentkę. Albo kochankę. A najlepiej – jedno i drugie.

Miłość jedna na milion

źródło obrazka: freepik.com

Wszyscy, oprócz Calvina Evansa – młodego geniusza, samotnika i ekscentryka nominowanego do Nagrody Nobla, który zakochuje się w Elizabeth i jej nieprzeciętnym umyśle praktycznie od pierwszego wejrzenia. No, może od drugiego, bo pierwszemu towarzyszy próba niecnego wyłudzenia (a właściwie rabunku) pewnych bezcennych zlewek. Z przeszkód na drodze do wielkiej miłości wymieńmy jeszcze tylko dość niefortunne wymioty w drzwiach toalety, i już uczucie może wybuchnąć z całą swoją potężną i nieokiełznaną siłą.

A trzeba dodać, że jest to uczucie jedno na milion; związek ciał, serc i umysłów, połączenie się dwojga bratnich dusz, które myślą jak jeden supermózg albo kończą nawzajem swoje równania. Koledzy-naukowcy i koleżanki z działu kadr mogą co najwyżej zerkać na zakochanych z zazdrością albo rozsiewać na ich temat niecne plotki – dobrze wiedzą, że mało komu z nich trafi się w życiu TAKA miłość.

Gwiazda programu kulinarnego

Ale życie, jak to życie – prędko gmatwa tę idyllę. I tak oto kilka lat później Elizabeth – która w następstwie splotu rozmaitych okoliczności, nieszczęść oraz niesprawiedliwości nie pracuje już w laboratorium i dość pilnie potrzebuje nowej roboty – przypadkiem spotyka faceta z telewizji, który na gwałt musi wypełnić czymś popołudniową ramówkę. Bo mu akurat klauna zamordowali. Kiedy facet – Walter mu na imię – widzi Elizabeth, od razu wie: to będzie gwiazda nowego programu kulinarnego; gwiazda, która wielokrotnie zwiększy jego stacji oglądalność. I o dziwo okazuje się, że facet ma stuprocentową rację.

Tym właśnie sposobem Elizabeth – która sama nie jest szczególnie przekonana do całego tego pomysłu i zgadza się na niego tylko dlatego, że potrzebuje pieniędzy – dostaje swój program w telewizji. I to jest program, który odmieni życie tysięcy kobiet w całym kraju.

Gotowanie i podkopywanie status quo

„Gotowanie to chemia” – przekonuje Elizabeth swoje widzki, – „a chemia to życie. Wasza zdolność do zmiany wszystkiego, łącznie z samą sobą, zaczyna się właśnie tutaj”. A następnie rozpoczyna wykład o trzech rodzajach wiązań chemicznych: jonowych, kowalencyjnych i wodorowych i ich zastosowaniu w kuchni. Kobiety zgromadzone w studiu i przed telewizorami wyciągają notatniki i ołówki i skwapliwie notują. Są zachwycone wykładem. Są zachwycone tym, że w końcu ktoś traktuje je poważnie – jak myślące i kompetentne jednostki, którymi przecież zawsze były. Słupki oglądalności strzelają w górę, a skonsternowani spece telewizyjni drapią się po głowach. Co zrobić z tym dziwacznym fenomenem? Babka miała tylko uczyć kobiety gotowania, a podkopuje status quo i gdzieś między potrawką z kurczaka a zapiekanką ziemniaczaną przekonuje, że system oparty na nierówności płci i podziale ról społecznych na męskie i kobiece nie ma żadnego naukowego uzasadnienia.

Obnażanie absurdów

Aż chciałoby się powiedzieć, że Elizabeth Zott to kobieta, która wyprzedza swoją epokę – ale ona sama pewnie obruszyłaby się na takie stwierdzenie i odrzuciłaby je jako nienaukowe. Epoka w końcu pełna była takich kobiet jak ona – silnych, utalentowanych, inteligentnych i zdeterminowanych; kobiet, którym patriarchat podcinał skrzydła, ograniczając je do roli żon i matek. W pewnym momencie Elizabeth mówi do swojej przyjaciółki: „[szef] chce, żebym zachowywała się, jakby osoby, do których mówię, były przygłupami. Nie przyłożę do tego ręki, Harriet, nie zamierzam utrwalać mitu, że kobiety są niekompetentne”. I dalej po prostu robi swoje, ignorując zalecenia szefa i nie licząc się z konsekwencjami.

Elizabeth jest, oczywiście, imponująca jako postać, która na przekór otoczeniu i ograniczeniom, które próbują jej narzucać inni, uparcie dąży do własnych celów i nigdy nie ugina się pod niczyją presją. A do tego, będąc naukowczynią żądającą na wszystko twardych dowodów świetnie obnaża absurdy swojej epoki. Okazuje się, że mało kto potrafi odpowiadać na jej precyzyjne i trafne pytania czymś lepszym niż: „bo tak jest”, albo: „bo zawsze tak było”. No i cóż – nie da się nie dostrzec w tym rozumowaniu pewnych deficytów.

Pasor, położnik i pies

Bonnie Garmus. Źródło zdjęcia: cascadiadaily.com

Ale siłą Lekcji chemii jest nie tylko Elizabeth. Mówiąc o tej książce nie sposób nie wspomnieć również o całej galerii cudownych postaci drugoplanowych, na czele z położnikiem-wioślarzem oraz pastorem w kryzysie wiary, który podczas wizyty w Liverpoolu zachwyca się muzyką czterech Brytyjczyków z grzywkami („Było praktycznie niespotykane, żeby dorosły facet chodził z grzywką, ale pastor odkrył, że podoba mu się ich wygląd prawie tak samo jak muzyka”). Jednak moim niekwestionowanym ulubieńcem jest ukochany pies Elizabeth o imieniu Szósta Trzydzieści – cichy bohater drugiego planu. Obiecuję, że skradnie wam serca!

Lekcje chemii Bonnie Garmus to książka jednocześnie mądra i tak cudownie zabawna, że wiele razy w trakcie lektury śmiałam się w głos. To naprawdę zdumiewający debiut, w którym autorce udaje się połączyć poważną tematykę (dyskryminacja, przestępstwa seksualne, przemoc wobec kobiet, nierówności społeczne) z błyskotliwym, zaskakującym humorem i leciutkim stylem. W efekcie dostajemy pozycję, od której zupełnie nie można się oderwać i która w nienachalny, a wręcz dowcipny sposób zmusza do kwestionowania norm społecznych i utartych schematów myślowych. A przy tym jest tak przyjemna, że czytając chciałoby się więcej i więcej – i naprawdę trudno przestać się uśmiechać.

Bonnie Garmus Lekcje chemii

Tłumaczenie: Marek Cieślik

Wydawnictwo Marginesy 2022

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *