Felietony

Dlaczego nie chcę mieć dzieci

Odkąd pamiętam, wiem na swój temat dwie rzeczy. Po pierwsze: chcę być pisarką, po drugie: nie chcę mieć dzieci. O ile pierwsza z tych kwestii w realu uparcie przybiera formę sinusoidy, o tyle ta druga okazuje się dość łatwa do zrealizowania. Żeby nie mieć dzieci, wystarczy… nie mieć dzieci. Śmiem podejrzewać nawet, że nieposiadanie dzieci jest dużo prostsze, niż ich posiadanie.

Na pewno można by znaleźć wiele racjonalnych argumentów za nieposiadaniem dzieci. Można by znaleźć równie dużo racjonalnych argumentów za ich posiadaniem. Ale zawsze mi się wydawało, że dyskusje i przerzucanie się argumentami w tak intymnej kwestii, to strata czasu i bezużyteczne gadanie. Mało kto podejmuje decyzję o posiadaniu lub nieposiadaniu dzieci, przeanalizowawszy dokładnie wszystkie argumenty za i przeciw i wyliczywszy sobie w Excelu, która opcja się bardziej opłaca. Ludzie chcą mieć dzieci i wtedy je mają. Albo nie chcą i wtedy nie mają. Są jeszcze przypadki, kiedy ci co nie chcą – mają, a ci co chcą – nie mają. I wtedy jest dużo łez, frustracji i zgrzytania zębami.

W moim przypadku decyzja była naprawdę prosta. Nawet nie musiałam się nad tym specjalnie zastanawiać. Zawsze miałam tę płynącą z samych trzewi pewność, że nie chcę być matką. Ani teraz ani nigdy. Więc przekonywać mnie, że powinnam nią zostać, to mniej więcej tak, jakby przekonywać osobę homoseksualną, że powinna być heteroseksualna. Straszna strata czasu i energii.

A jednak, z jakichś bliżej nieznanych powodów, moja osobista decyzja dotycząca mojego własnego życia nie przestaje się ludziom wydawać kontrowersyjną. Setki razy słyszałam – zwłaszcza od innych kobiet, niestety – że kiedyś zmienię zdanie, że każda kobieta chce mieć dzieci, że się mylę (?!), że będę nieszczęśliwa, że umrę samotnie i że życie bez dzieci jest nic niewarte. Bywają też reakcje pozujące na przemyślane, a w istocie swojej głupie jak but, z od lat niezmiennym numerem jeden: a co by to było, gdyby tak wszystkie kobiety zdecydowały, że nie chcą mieć dzieci? Nie mam pojęcia, co by to było, ale trochę mi nawet schlebia presumpcja, jakoby moje prywatne zdanie w tej kwestii mogło mieć wpływ na decyzje ponad połowy ludzkości…

Zadziwiająco często zdarza mi się też słyszeć pytanie, czy nie chcę mieć dzieci dlatego, że jestem feministką. Irytacja sięga zenitu. Nie chcę mieć dzieci, bo nie chcę mieć dzieci, naprawdę nie stoi za tym żadna ideologia, po prostu nie lubię gnojków i tyle. Choć tu może warto się na chwilę zatrzymać i spróbować rozwikłać splątane przesłanki na temat feminizmu, leżące najwyraźniej u źródeł tego pytania. Gołym okiem widać, że zadający je wiedzę o feminizmie czerpią albo z niezbyt rzetelnej prawicowej prasy, albo z sitcomów z lat dziewięćdziesiątych (to był chyba ostatni moment, kiedy telewizja bez żenady pokazywała karykaturę feministki i rozpowszechniała absurdalne stereotypy). Więc niby wiedzą, że coś jest na rzeczy z tymi feministkami, dziećmi i w ogóle rozmnażaniem, ale nie całkiem kumają co.

Więc wyjaśnijmy to sobie. Druga fala feminizmu, która ogarnęła Stany Zjednoczone i Europę w latach sześćdziesiątych XX wieku, skupiła się w dużej mierze na kwestiach dotyczących praw reprodukcyjnych kobiet. Dziewczyny wyszły wtedy na ulice domagając się, między innymi, prawa do aborcji i antykoncepcji, z takimi sloganami na transparentach jak: ,,moje ciało – mój wybór” czy ,,aborcja jest prawem człowieka”. Przeciwnicy prawa kobiet do przerywania ciąży zmontowali w odpowiedzi karykaturalny obraz feministki jako wroga własnego nienarodzonego dziecięcia i w ogóle własnego łona, a tym samym – wroga dzieci w ogóle. Trudno w to uwierzyć, ale – choć od tych wydarzeń minęło już ponad pół wieku – stereotypy, które wówczas powstały, żyją swoim zombiaszczym życiem po dziś dzień.

Wracając do pytania o dzieci i feministki – co jeszcze nie przestaje mnie w nim zdumiewać, to założenie, że istnieją jakieś odgórne wytyczne ruchu feministycznego dotyczące posiadania lub nieposiadania dzieci. Serio? Ciekawe jak by to miało wyglądać? „Plenum KC Partii Feministycznej uchwaliło, że w sprawie dzieci jesteśmy zasadniczo przeciw…” (?!)

A więc nie. To nie dlatego nie chcę mieć dzieci, że jestem feministką. Chociaż prawdą jest, że nie chcę mieć dzieci i prawdą jest, że jestem feministką. Relacja między tymi dwoma prawdami istnieje, ale jest o wiele subtelniejsza niż prosty związek przyczynowo-skutkowy.

Feminizm odkryłam na studiach i to było jak haust świeżego powietrza. Obowiązkowa lektura kilku tekstów feministycznych na zajęcia z socjologii polityki i nagłe kliknięcie, przekonanie o tym, że to wszystko jest o mnie, że dotyka mnie w sposób osobisty, wypływa z moich własnych doświadczeń. Miałam wrażenie, jakby ktoś wyciągnął mi z głowy najbardziej ukryte myśli i zamienił je w teorię ruchu społecznego. Myśli o własnym niedopasowaniu do schematu kobiecości, o sztywności ról płciowych – coś, co widziałam wcześniej, jako własny ,,problem”, okazało się nagle palącą kwestią społeczną i teorią nauczaną na uniwersytetach. Co za ulga! Okazało się, że jednak nie jestem wariatką, że jest nas więcej i że to ma nazwę! I owszem, w moim konkretnym przypadku dużą częścią tego niedopasowania do schematu kobiecości była i jest pewność, że nie chcę mieć dzieci, ale przecież to nie jest warunek sine qua non. Feminizm nie mówi kobietom, czy mają mieć dzieci czy nie, a jeśli mają, to ile, kiedy i z kim. Feminizm mówi tylko: twoja macica, twój wybór, dziewczyno! I z własnego doświadczenia wiem, jak wiele dziewczyn potrzebuje to usłyszeć.

Marzy mi się społeczeństwo, w którym kobiety nie będą poddawane ciągłej presji i oceniane na podstawie własnych decyzji reprodukcyjnych. W którym wypowiedziawszy zdanie ,,nie chcę mieć dzieci”, nie zostanę zarzucona pretensjami, absurdalnymi argumentami i wizytówkami psychiatrów. Społeczeństwo, które będzie w stanie uznać fakt, że dorosła, świadoma i przytomna osoba, która zna samą siebie, ma prawo podjąć autonomiczną decyzję dotyczącą własnego życia. Decyzję, która nie jest – [NIE JEST!] – krytyką innych modeli życia.

Dominika Ciechanowicz

2 komentarze

  • Motyw Kobiety

    Ciekawy temat – a tak się przypadkiem składa, ze niedawno przesłuchałam interesującego wywiadu z dr Katarzyną Szumlewicz na ten temat, polecam: https://www.youtube.com/watch?v=Tvqbm8kbabE

    Ja podzielam Twoje niechęci co do posiadania potomstwa, z każdego możliwego, nawet tu niewymienionego przez Ciebie powodu, jednocześnie doceniając jednak to, że znajdują się jacyś pątnicy decydujący się na dzieci, któe w przyszłości będą na mnie pracowały oraz zapewniały mi różne usługi, bo jak nie one, to kto?

    Feminizm ma już któreś z kolei wcielenie, niepodobne do wcześniejszych – feministki przed tymi, które wymieniłaś domagały się zakazu aborcji, kolejne prawa do niej, a dziś feminizm to czysta polityka napędzana przez NGOsy ,sponsorowana przez polityków włąśnie, na których fali płyną nieświadome owieczki – tak to wygląda, dlatego stronię od jakichkolwiek ugrupowań tego typu :- )

    Nie mniej, warto wgłębiać się w głosy z różnych stron, dyskutować, być otwartym na dialog, bo można dowiedzieć się wielu wartościowych rzeczy 🙂

  • Mexykanka

    Tez mieszkam na islandii ,wczesniej nie chcialam dzieci po podroze I brak stabilizacji , praca w kasynie super ale do 30tki
    Potem jednak sie zakochalam ( 35lat , szok, niedowierzanie
    Nastepny wstrzas ciaza donoszona 38lat , teraz 40 I druga ciaza kolejna niespodzianka
    Nigdy o tym nie marzylam ale faktycznie bycie matka daje sporo frajdy I satysfakcji ze czlowiek nie podazal w strone nalogow i jakos to zdrowie sie przydalo jednak zarowno mam super wspomnienia sprzed tego czasu bo mogam poszalec na zakupach , zaglebic sie w hiszpanski czy poznac dobrze siebie , moje znajome tego czasu nie mialy odrazu obowiazki po studiach , dobrze byc swiadomym

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *