Felietony,  literatura,  recenzje

Sylvia nad przepaścią – refleksje po lekturze książki „Euforia” Elin Cullhed

Mam z twórczością Sylvii Plath relację tak bardzo osobistą i intymną, jak chyba z żadną inną znaną mi pisarką/pisarzem w historii literatury. I wcale nie chodzi o to, że jakoś szczególnie się nią zaczytuję – w końcu jej dorobek to tylko jedna powieść i dwa zbiory wierszy, z których większość – oprócz Kobiety Łazarza i Tatusia – dziś już mocno zatarła mi się w pamięci. Kiedyś czytałam ją w kółko, ale gdybym obecnie miała stworzyć listę swoich ulubionych pisarzy, prawdopodobnie nawet nie starczyłoby mi dla niej miejsca i może całkiem pominęłabym ją w szale nowych odkryć i fascynacji ostatnich lat.

Za to gdybym miała stworzyć listę najważniejszych pisarzy i pisarek całego mojego życia, tych którzy wywarli na mnie trwały i nieodwracalny wpływ – no cóż, tu jej miejsce na podium jest już na zawsze zagwarantowane. Ze wszystkimi ponurymi konsekwencjami tego stanu rzeczy.

***

Sylvia Plath (zdjęcie pochodzi ze strony bbc.com/culture)

To był bardzo zły i bardzo ciemny – a jednocześnie przecież bardzo ważny – etap mojego życia i twórczego rozwoju. Kończyłam studia, czytałam Sylvię, pisałam jak szalona i powoli, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego co się dzieje, osuwałam się w szpony depresji. Przede mną życie rozciągało się na wszystkie strony bezkresnymi połaciami możliwości, dookoła mnie ludzie gadali coś o „potencjale” i „perspektywach” a ja – zupełnie jak bohaterka Szklanego Klosza – siedziałam jak sparaliżowana, kompletnie nie wiedząc, co wybrać z tego bezmiaru. Ten słynny cytat o drzewie figowym oddawał wtedy stan mojego ducha praktycznie jeden do jednego: „Na każdej gałęzi wisiała dojrzała, fioletowa figa, symbol jednej z czekających mnie w życiu szans. Reprezentowały męża, dom, dzieci, sławę poetki, wybitną karierę profesorską, karierę dziennikarską, Europę, Afrykę i Amerykę Południową (…). Wyobrażałam sobie, że siedzę na tym drzewie i umieram z głodu, ponieważ nie mogę w żaden sposób zdecydować się na to, którą figę zerwać. Miałam ochotę na wszystkie, na absolutnie każdą z tych fig z osobna, ale zerwanie jednej oznaczało automatycznie rezygnację z pozostałych, więc siedziałam, aż figi zaczęły się marszczyć, czernieć i jedna za drugą spadały na ziemię”*.

Sylvia Plath nie żyła już wtedy od prawie pięćdziesięciu lat – a mimo to wydawała się jedyną osobą we wszechświecie zdolną do tego, by mnie zrozumieć.

***

Sylvia pisała krwią. Siadała nad kartką papieru i po kolei, warstwa po warstwie, zdzierała z siebie wszystkie tarcze, aż zostawało tylko najgłębsze, nieosłonięte ja. Dopiero, kiedy całkowicie odsłoniła duszę, dotykała w sobie jakiejś prawdy, znajdowała tę boską iskrę geniuszu, która ostatecznie zapewniła jej literacką nieśmiertelność. Byłby to zatem całkiem sensowny przepis na literacki sukces – gdyby nie ten drobny szkopuł, że na koniec włożyła głowę do piekarnika i zagazowała się na śmierć.

***

Sylvia i Ted (fot. David Bailey)

Byli prawdopodobnie jedną z najsłynniejszych par pisarzy-intelektualistów XX wieku. On – wschodząca gwiazda literatury, cudowne dziecko klasy robotniczej i genialny student, który miał zostać okrzyknięty jednym z najważniejszych poetów swojego pokolenia. Ona – wybitna stypendystka Fulbrighta, nowoczesna i świetnie wykształcona Amerykanka, ukrywająca pod promiennym uśmiechem duszę targaną demonami. Poznali się w Cambridge, pobrali w Londynie, żyli i pisali w Ameryce i w Anglii. Sylvia Plath i Ted Hughes – porozumienie bratnich dusz, unia wybitnych umysłów, związek dwojga piszących ludzi, którzy samych siebie i własne życie traktowali jak materiał literacki. Obydwoje pełnymi garściami czerpali z siebie nawzajem i z codzienności, którą razem budowali – wydawałoby się więc, że sami napisali już wszystko, co w ogóle było o ich związku do napisania. A czego nie napisali, to później uzupełnili ich biografowie. Jednocześnie ich historia nadal nie przestaje fascynować – bo przecież jest tak bardzo dramatyczna, że aż praktycznie filmowa. Są tu wszystkie elementy wielkiej fabuły: miłość, konflikt, zazdrość, zdrada i spektakularna tragedia. Jest wybuch namiętności, jest krótkie i intensywne wspólne życie, jest dom, do którego Sylvia sama zaprasza przyszłą kochankę Teda, Assię Wevill. Potem jego romans i jej rozpacz. I w końcu – rozpad małżeństwa, twórczy szał Sylvii i jej samobójstwo (i jeszcze do tego, gdzieś na marginesie, dramatyczna historia Assii Wevill, jak jakiś upiorny spin-off).

I wiersze, genialne wiersze, które przetrwały to wszystko.

***

Doskonale rozumiem pokusę sięgnięcia jeszcze raz do tego materiału i napisania na jego podstawie kolejnej książki. Jednocześnie zdaję sobie również sprawę z tego, jak wysoka jest stawka i jak ogromne ryzyko. Kto się na ten krok decyduje, naraża się na niebezpieczeństwo ciągłego porównywania z oryginalnymi materiałami, z twórczością Sylvii i Teda (z którą trochę trudno konkurować), z prawdą historyczną wreszcie. Nawet, jeśli twórca zastrzeże, że jego/jej dzieło jest fikcją literacką, jakąś twórczą wariacją na temat prawdziwych wydarzeń, to jednak historia literatury przez cały czas będzie stać mu/ jej nad głową i podejrzliwie patrzeć na ręce. Patrzeć, oceniać i krytykować. Chyba mało kto poddałby się takiej presji dobrowolnie.

A jednak, szwedzka pisarka Elin Cullhed zdecydowała się na ten krok. Jej powieść, Euforia, opowiada o ostatnim roku życia Sylvii Plath – o tym najbardziej dramatycznym i jednocześnie najbardziej twórczym okresie jej życia, kiedy napisała wszystkie swoje najwybitniejsze wiersze.

***

Oczywiście, że nie mogłam się oderwać. Elin Cullhed zdecydowała się na narrację pierwszoosobową, na to, żeby mówić do nas głosem samej Sylvii: tym gorączkowym, rozedrganym strumieniem świadomości, który w pełni kupuję. Tak, dokładnie tak mógł brzmieć jej monolog wewnętrzny; intensywna, chaotyczna i destrukcyjna plątanina myśli, z których pod koniec życia wypływały wirtuozerskie frazy i wersy. Ciągła emocjonalna huśtawka: euforia przechodząca w rozpacz, zachwyt we wściekłość, radość w odrętwienie. Notatki znad przepaści. Zapis z wnętrza głowy osoby pogrążającej się coraz głębiej w chorobie psychicznej. Cullhed pełnymi garściami czerpie z dorobku poetki, używa jej metaforyki, jej języka, jej sposobu obrazowania i symboliki – i dzięki temu wychodzi zaskakująco autentycznie. Tak autentycznie, że momentami udawało mi się zapominać, że to fikcja.

***

Elin Cullhed (zdjęcie pochodzi ze strony lubimyczytac.pl)

Jak na mój gust zatem, to ryzykowne przedsięwzięcie udało się autorce znakomicie. Jest tak, jakby wbiła się w sam rdzeń wrażliwości i obłędu** Sylvii Plath, jakby zajrzała w najgłębsze zakamarki jej szlachetnego i wycieńczonego umysłu i znalazła tam samą jej istotę: „Jeśli nie wykrzyczę swego cholernego, tłukącego się w sercu i duszy wnętrza, tego nagromadzonego we mnie odwiecznego szlamu, niczego nie naprawię, lecz pozwolę, by obrócił się on w płytkie porównania, w potwornie brzydkie słowa i myśli przerwanie, nim zostaną pomyślane do końca (…). Pisałam, aż wnętrze zostało wydrążone, aż poczułam całą sobą, że moje ciało wygięło się w łuk i wyrzuciło z siebie duszę”.

Udało się zresztą nie tylko autorce, ale także tłumaczce, Ewie Wojciechowskiej – przekład jest na tyle dobry, że kompletnie zapomniałam, że czytam po polsku książkę napisaną w oryginale po szwedzku, z całkowitym pominięciem tego języka, w którym Sylvia Plath faktycznie myślała i pisała. A to naprawdę coś, zważywszy na fakt, że do tej pory zawsze czytałam Sylvię w oryginale i nawet polskie przekłady jej wierszy wydawały mi się gubić po drodze coś istotnego.

Znalazłam w tej powieści mnóstwo wzruszeń, niepokoju, smutku i inspiracji – czyli dokładnie tego samego, co znajdowałam w twórczości samej Sylvii. To „światło umysłu, zimne i planetarne”***, tę pulsującą pod powierzchnią potężną siłę słowa i myśli – i ten głos, który zbyt szybko ucichł.

* Sylvia Plath, Szklany klosz, tłumaczenie: Mira Michałowska

** Tak, wiem, że nie powinniśmy już używać tego słowa – ale nic nie poradzę, że wydaje mi się o wiele bardziej poetyckie niż „choroba psychiczna”.

*** cytat z wiersza „Księżyc i Cis”, tłumaczenie: Julia Hartwig.

Elin Cullhed Euforia. Powieść o Sylvii Plath

Tłumaczenie: Ewa Wojciechowska

Wydawnictwo Książnica 2022

Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *