literatura,  recenzje

Terror za murami klasztoru – o książce „Drobiazgi takie jak te” Claire Keegan

Azyle” sióstr magdalenek

Pamiętacie wstrząsający film Siostry magdalenki sprzed jakichś dwudziestu lat? Chyba właśnie wtedy po raz pierwszy na tak szeroką skalę usłyszeliśmy o haniebnych praktykach Kościoła Katolickiego w Irlandii. O prowadzonych przez siostry zakonne „azylach” dla „kobiet upadłych”, które w praktyce były obozami koncentracyjnymi, w których umieszczano głównie niezamężne matki, izolując je od społeczeństwa i własnych dzieci, zmuszając do pracy ponad siły i poddając torturom.

Powieść Claire Keegan Drobiazgi takie jak te podnosi tę samą kwestię – tyle, że o wiele subtelniej. Nie znajdziemy tu brutalnych obrazów czy scen przemocy. Historia ofiar sióstr magdalenek opowiedziana jest w tle, przy pomocy aluzji i niedopowiedzeń – jednak nie mamy wątpliwości, że to ona jest tu najważniejsza. Co razi o wiele bardziej niż okrucieństwo zakonnic, to powszechne milczenie społeczności małej irlandzkiej miejscowości, w której osadzona jest akcja. Bo przecież wszyscy dookoła doskonale wiedzą, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami klasztoru.

Dostawca węgla i dylemat moralny

No, ale po kolei. Drobiazgi takie jak te to historia kilku dni z życia Billa Furlonga – ciężko pracującego dostawcy węgla z niewielkiego irlandzkiego miasteczka. Bill ma żonę i pięć córek i choć w domu się nie przelewa, to i tak uważa się za prawdziwego szczęściarza – dziewczęta dobrze się uczą, małżonkowie żyją w zgodzie i nikt nigdy nie chodzi głodny. A czasy są ciężkie – Irlandia lat osiemdziesiątych, bieda, głód i chłód często zaglądają ludziom w okna.

Claire Keegan

Bill jako bohater budzi sporą sympatię. To prosty, pracowity i skromny człowiek, który potrafi cieszyć się tym, co ma. Na co dzień po prostu robi swoje i nie miesza się w cudze sprawy. Rozwozi ludziom węgiel, klienci szanują go jako rzetelnego dostawcę, a pracownicy – jako przyzwoitego szefa. Siostry z klasztoru magdalenek również należą do grona jego klientów, ale ponieważ zawsze płacą na czas, Bill nigdy dotąd nie interesował się tym, co tak naprawdę dzieje się za wysokim murem, oddzielającym ich królestwo od świata. Coś tam mu się niby obiło o uszy o „upadłych dziewczętach” zatrudnionych w pralni i o tym, że zakonnice źle je traktują, ale – tak jak reszta mieszkańców miasteczka – wolał za dużo nie pytać i nie wiedzieć.

I prawdopodobnie żyłby dalej w błogiej ignorancji, gdyby nie to, że pewnego ranka tuż przed Bożym Narodzeniem przyjeżdża z dostawą do klasztoru i staje się przypadkowym świadkiem czegoś, co sprawia, że nie może już dłużej zamykać oczu na prawdę. Tego, co się zobaczyło, nie da się odwidzieć. I od tej pory Bill Furlong wie – a z tą wiedzą nie da się spokojnie spać po nocach i trudno spojrzeć w oczy własnemu odbiciu w lustrze. Bo gdzie byłby dzisiaj on sam, gdyby ktoś kiedyś potraktował w ten sposób jego własną matkę – niezamężną szesnastolatkę? Gdyby jej pracodawczyni, zacna pani Wilson, nie wzięła wtedy pod opiekę ich obojga – młodej matki i niemowlęcia – tylko oddała ich na pastwę okrutnych zakonnic? Bill staje twarzą w twarz z dylematem moralnym, który burzy bezpieczny spokój jego codzienności.

Historia pod powierzchnią

Pod względem konstrukcji powieść Claire Keegan robi coś naprawdę niesamowitego. Opowiada właściwą historię (czyli historię ofiar zakonu sióstr magdalenek), pozornie opowiadając zupełnie inną historię (czyli tę Billa Furlonga). Sam fakt, że potrafimy, jako czytelnicy, tę właściwą historię wyłuskać spod powierzchni i osadzić w odpowiednim kontekście, oznacza, że my również – tak samo, jak mieszkańcy miasteczka – doskonale wiemy, co działo się za zamkniętymi drzwiami klasztorów upiornych sióstr.

A do tego jeszcze książka napisana została oszczędnym, minimalistycznym wręcz stylem (polska wersja językowa – bardzo udana – to zasługa tłumacza, Krzysztofa Cieślika), który dziwnie kontrastuje z siłą ładunku, który autorka detonuje w tle. Proste, pozbawione ozdobników zdania przywołują przygnębiający, szary obraz Irlandii pogrążonej w jesiennej ciemności: „W październiku drzewa pożółkły. Potem zegary cofnęły się o godzinę, nadeszły długie listopadowe wichury, zadęły i ogołociły drzewa z liści. W mieście New Ross kominy wyrzucały dym, który opadał kosmatymi, ciągnącymi się smugami, nim rozproszył się przy nabrzeżu, wkrótce zaś rzeka Barrow – ciemna niczym stout – wezbrała deszczem”. Początkowo wszystko wydaje się tu bardzo niepozorne: miasteczko, postaci, fabuła. Nawet sama objętość, bo Drobiazgi takie jak te to właściwie coś jak dłuższe opowiadanie albo nowela. Nic nie zwiastuje, że ta drobna książeczka może dysponować tak potężną siłą rażenia.

Trudno się otrząsnąć po lekturze tej powieści, trudno pozbyć się sprzed oczu niepokojących obrazów, przywołanych przez autorkę przy pomocy półsłówek i aluzji. To naprawdę znakomita proza; taka, która pozornie nie mówiąc dużo, mówi przecież bardzo dużo. To jedna z tych historii, które zostają z czytelnikiem na długo, zasiewając mu w duszy trudny do zdefiniowania niepokój.

Claire Keegan Drobiazgi takie jak te

Tłumaczenie: Krzysztof Cieślik

Wydawnictwo Czarne 2022

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *