literatura

Notatki z rozpaczy. Recenzja książki „Bądź dobra dla zwierząt” Moniki Isakstuen

Zapis rozpadu psychicznego

Bądź dobra dla zwierząt norweskiej pisarki Moniki Isakstuen to książka na temat, który z pozoru nie miał prawa mnie zainteresować. I nie, tym tematem nie są zwierzęta. Tym tematem jest podział opieki nad dzieckiem po rozwodzie. Główna bohaterka i narratorka, Karen, podpisuje papiery rozwodowe oraz dokumenty regulujące podział opieki nad córką w trybie naprzemiennym (mała Anna ma mieszkać tydzień u mamy, tydzień u taty), bo wydaje jej się, że tak trzeba, że tak zachowują się nowoczesne kobiety. A następnie rozpada się psychicznie, bo okazuje się, że oddzielenie od dziecka kompletnie zaburza jej poczucie tożsamości i bezpieczeństwa. I to jest tak znakomity zapis rozpadu psychicznego, że z miejsca rozumiem, za co w Norwegii przyznano książce te wszystkie nagrody. To jest taki zapis rozpadu psychicznego, który sprawia, że czuję się tak, jakbym weszła narratorce do głowy i zobaczyła świat jej oczami – autentycznie rozumiem jak i dlaczego boli ją życie. Tym więc sposobem, ku własnemu zdumieniu, zamiast książki na mało interesujący mnie temat, przeczytałam książkę dokumentującą stopniowe zstępowanie w głąb rozpaczy. A w dodatku byłam tą książką zachwycona. I głęboko poruszona.

Elegancka proza

Co w pierwszej kolejności zwraca na siebie uwagę w powieści Norweżki, to język. Monica Isakstuen tworzy bardzo piękną i elegancką prozę, używa języka oszczędnego, wyważonego i jednocześnie trafiającego w punkt. To język, który gra w tej narracji pierwsze skrzypce i który działa wprost na emocje odbiorcy – tak, że z niektórych zdań naprawdę ciężko się otrząsnąć. Warto w tym miejscu przypomnieć i podkreślić, że obcujemy przecież z przekładem – więc fakt, że ta proza tak dobrze wybrzmiewa w polszczyźnie, to już zasługa tłumaczki, Iwony Zimnickiej. To jej znakomita robota pozwala nam chłonąć surowe i nieosłonięte emocje narratorki, pozwala nam zajrzeć do głowy Karen i zrozumieć, jak odczuwa życie i świat.

Monica Isakstuen (źródło zdjęcia: booksfromnorway.com)

Książka podzielona jest na bardzo krótkie rozdziały – a właściwie fragmenty – czasem zaledwie kilkuzdaniowe (albo wręcz jednozdaniowe). Jeden taki fragment to jedna refleksja, jeden obraz albo jedna scena. I ta oszczędność języka i obrazowania jest tu jak najbardziej zasadna – z tych krótkich fragmentów właśnie autorka układa wspaniały pejzaż emocjonalny umysłu pędzącego w dół po równi pochyłej. Wydawać by się mogło, że tego typu narracja będzie poszarpana i chaotyczna – ale nic podobnego. Jest precyzyjna i uporządkowana, a fragmenty układają się w spójną całość.

Niepożądane uczucia?

Monika Isakstuen tak znakomicie oddaje obawy, paranoje, lęki i obsesyjne myśli swojej bohaterki, że Karen mogłaby służyć za studium przypadku i byłaby niewyczerpaną studnią wiedzy dla niejednego psychologa i psychoterapeuty. Nasza bohaterka ma nieustanną świadomość tego, że jej emocje i uczucia są „niepożądane”, że w żaden sposób nie pasują do nowoczesnego, higienicznego społeczeństwa skandynawskiego, w którym nawet rozwody i podział opieki nad dziećmi mają być czyste, uporządkowane i kulturalne. To, co wypełza z najciemniejszych zakątków jej umysłu zdaje się być w tym społeczeństwie zakazane. No bo właściwie dlaczego tak rozpacza i histeryzuje? Przecież nikt jej nie umarł. Nie straciła tego dziecka, tylko świadomie podpisała papiery regulujące podział opieki w sposób – zdaniem specjalistów – najlepszy z możliwych. Przecież powinna się cieszyć z wolnych tygodni i korzystać z życia. Karen jest więc non stop rozdarta między tym, co czuje a tym, co wydaje jej się, że powinna czuć. A w dodatku – choć bardzo stara się z tym walczyć – chce, żeby mała Anna kochała ją bardziej niż tatę. Niby wie, że to nie jest konkurs – ale i tak chce go wygrać.

Relacja z matką

Drugim tematem, który rozwija się trochę w cieniu, gdzieś na drugim planie, jest relacja Karen z jej własną matką. Relacja skomplikowana, naznaczona ciężarem dziedziczonych z pokolenia na pokolenie traum i krzywd. Matka naszej bohaterki jest tu swego rodzaju probierzem i jednocześnie tubą propagandową norm i oczekiwań społecznych, nieustannie próbuje wtłoczyć córkę w ramy ról społecznych, z których ta – ku utrapieniu rodzicielki – cały czas wypada. Stała obecność toksycznej matki w tle tej historii wydaje się szczególnie znacząca, bo nigdy nie pozwala Karen wyzwolić się z okowów cudzych oczekiwań. Jest nieustannie konfrontowana z definicjami ról, które „powinna” wypełniać i nie opuszcza jej poczucie, że nie wystarcza, nie daje rady i coś robi nie tak, jak trzeba: „Byłam córką, mówię, potem stałam się matką, miałam rodzinę, straciłam ją i nagle nie wiem, jak mam być matką, a nigdy nie potrafiłam być córką”. Jest przekonana, że jako jedyna nie spełniła się w rolach, które wszystkim innym przychodzą naturalnie, że zawiodła na jakimś najbardziej podstawowym, organicznym poziomie.

Matki w świecie zwierząt

A co ta narracja ma właściwie wspólnego z tytułowymi zwierzętami? Ów nieco zaskakujący i zwodniczy tytuł książki wziął się stąd, że nasza bohaterka w wolnych chwilach wyszukuje informacje o matkach różnych gatunków zwierząt. Próbuje się dowiedzieć, jak macierzyństwo wygląda w świecie przyrody i jak na tym tle wypada człowiek. Jak długo kotki opiekują się swoimi dziećmi? Kiedy młode foki oddzielają się od rodzicielek? Karen odnosi te informacje do własnej sytuacji, próbuje jakoś się umiejscowić między matkami innych gatunków – i trudno powiedzieć, czy ta dziwaczna obsesja pomaga jej przetrawać, czy całkiem odwrotnie – jeszcze bardziej utrudnia życie.

Nie mam wątpliwości, że Bądź dobra dla zwierząt to znakomita powieść, w pełni zasługująca na uznanie i uwagę czytelników i krytyków. To pięknie napisane (i wspaniale przetłumaczone), przejmujące i przekonywające notatki z samego wnętrza rozpaczy. A przy okazji – celne obnażenie mechanizmów społecznych, w których przecież wszyscy tkwimy. To powieść, która po przeczytaniu długo nie daje spokoju i dotyka o wiele mocniej, niż można by się po tak skromnej pozycji spodziewać.

Monika Isakstuen Bądź dobra dla zwierząt

Tłumaczenie: Iwona Zimnicka

Wydawnictwo Czarne 2023


Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *