Przeczytać Afrykę: Mozambik. Recenzja książki „Woman of the Ashes”
Mia Couto to mozambicki pisarz urodzony w 1955 roku w Beirze (miasto we wschodnim Mozambiku), który jest uznawany za jednego z najwybitniejszych pisarzy portugalskiego kręgu językowego. Jego powieści przetłumaczono na wiele języków i wyróżniono kilkoma międzynarodowymi nagrodami – między innymi prestiżową Nagrodą Literacką Unii Łacińskiej.
W Polsce ukazały się trzy powieści Couto: Ostatni lot flaminga (Wydawnictwo PiW, 2005), Taras z uroczynem (Wydawnictwo Świat Książki 2009) oraz Lunatyczna Kraina (Wydawnictwo Karakter, 2010). Nietłumaczona dotychczas na język polski powieść Woman of the Ashes to pierwsza część trylogii poświęconej upadkowi cesarza Ngungunyane, ostatniego władcy Imperium Gazy.
Imperium Gazy i jego cesarz
Imperium Gazy istniało w latach 1824-1895 na terenie dzisiejszego południowego Mozambiku i południowo-wschodniego Zimbabwe. Zostało założone przez jednego z wodzów plemienia Nguni, Soshangane i przez kilka dekad było najsilniejszą plemienno-polityczną jednostką na tym terenie. Wnuk wodza Soshangane, Ngungunyane, objął tron Gazy około 1884 roku. Prowadził wojnę z kolonizatorami portugalskimi, aż w końcu został pokonany przez generała Joaquima Mouzinho de Albuquerque. Resztę życia spędził na wygnaniu – najpierw w Lizbonie, a następnie na Azorach.
Ostatnie, burzliwe lata istnienia jego imperium to właśnie tło wydarzeń powieści Woman of the Ashes.
Sierzant i dziewczyna
Głównych bohaterów tej historii jest dwoje i z ich perspektyw, przeplatających się ze sobą w kolejnych rozdziałach, śledzimy bieg wydarzeń. Pierwszym jest portugalski sierżant Germano de Melo, który zostaje wysłany do wioski o nazwie Nkokolani, gdzie ma sprawować nadzór nad podbojem terytorium znajdującego się wciąż w rękach cesarza Ngungunyane. Wioskę zamieszkuje plemię VaChopi – jedno z nielicznych, które w tej wojnie opowiedziało się za Portugalczykami. W chwili, gdy rozpoczyna się cała historia, armia Ngungunyane zbliża się do wioski, z zamiarem wyparcia z niej Portugalczyków.
Drugą bohaterką jest piętnastoletnia mieszkanka wioski z plemienia VaChopi, dziewczyna imieniem Imani, którą sierżant de Melo zatrudnia jako swoją tłumaczkę. Sytuacja rodzinna Imani jest dość skomplikowana, ponieważ jeden z jej braci, podobnie jak ona, służy Portugalczykom, drugi zaś wstąpił do armii cesarza Ngungunyane. Do tego dochodzi alkoholizm ojca i trudne do wyjaśnienia zniknięcie dziadka w czeluściach niedalekiej kopalni – nowa tłumaczka sierżanta niesie więc na swoich barkach niejeden ciężar.
Imani i kryzys tożsamości
Imani, dorastając, przeżywa kryzys tożsamości związany nie tylko z wewnętrznym rozdarciem jej rodziny, ale również z własną obecnością w dwóch światach jednocześnie – tym swojskim, lokalnym, plemiennym z jednej i tym narzuconym, kolonizatorskim, obcym z drugiej strony. Nie ona jedna zadaje sobie pytania o to, kim jest – jej bliscy też zdają się mieć z tym pewien problem. W którymś momencie ojciec Imani przywołuje dla niej opowieść o nietoperzu, który spadł z nieba i został uratowany przez ptaki. Król ptaków uznał jednak, że nietoperz nie jest jednym z nich i wygnał go ze swojego królestwa. Następnie próbowały pomóc mu myszy, ale ostatecznie też nie został przez nie zaakceptowany, bo w przeciwieństwie do nich miał skrzydła. Nietoperz umarł więc, samotny i opuszczony. „To nie jest tylko historia o nietoperzach”, konkluduje ojciec dziewczyny, „ to o tobie, Imani. O tobie i o światach, które się w tobie mieszają” (tłum. D.C.).
Ale czego ojciec Imani zdaje się nie dostrzegać, to tego, że opowieść o nietoperzach jest właściwie metaforą losu całego plemienia VaChopi. Bo występując przeciwko bratnim plemionom, nie da się przecież zrzucić własnej skóry i niepostrzeżenie wtopić w tłum najeźdźców. Kryzys tożsamości Imani odzwierciedla kryzys całej społeczności, która kryjąc się u boku najeźdźcy w poszukiwaniu bezpieczeństwa, bezpowrotnie utraciła jakąś część siebie.
Demony i uczucia
Kryzysów tożsamości jest zresztą w tej historii jeszcze więcej – sierżant de Melo wkrótce okaże się przeżywać własny. Dowiadujemy się, że wcale nie trafił do Mozambiku z wyboru, ale właściwie znalazł się tam za karę. Obca sceneria tylko uwypukli jego problemy emocjonalne i obudzi dawne demony. Sierżant będzie więc borykał się z zakradającą się podstępnie chorobą psychiczną, jednocześnie odnajdując w sobie coraz gorętsze uczucia dla Imani. Co, jak nietrudno się domyślić, tylko skomplikuje całą sytuację i raczej nikomu nie ułatwi życia…
Realizm magiczny i świat na krawędzi
Woman of the Ashes to naprawdę nieźle napisana historia ludzi uwikłanych w moment dziejowy, który chyba nie do końca rozumieją, mając jednak świadomość, że oto coś zmienia się wokół nich na zawsze. Opowiadając tę historię Mia Couto pełnymi garściami czerpie z tradycji realizmu magicznego, przeplatając w swojej powieści historię z mitami, jawę ze snami, a fakty z baśniami. Znajdziemy tu więc duchy i czary, spadające z nieba ryby albo ziemię wypluwającą z siebie zakopaną w niej wcześniej broń. Trzeba przyznać, że jakoś to współgra z plemienną rzeczywistością wioski, której mieszkańcy wciąż żyją w zgodzie z dawnymi wierzeniami, albo proszą zmarłych przodków o rady przy podejmowaniu ważnych decyzji. I współgra to również z atmosferą świata na krawędzi, którą autorowi udało się w tej książce pięknie uchwycić – jako czytelniczka mam jasność, że oglądam ostatnie migawki z rzeczywistości, która niedługo przestanie istnieć.
Choć realizm magiczny to zdecydowanie nie moja bajka, przyznaję, że przeczytałam tę powieść z pewną przyjemnością, czasami tylko przeplataną lekką irytacją. Bo jednak opowiadanie o krwawej wojnie i kolonializmie w takiej magiczno-sennej konwencji nie wydaje mi się tak zupełnie najszczęśliwszym pomysłem. Jakkolwiek dobrze by się tego nie czytało.
Mia Couto, Woman of the Ashes,
Wydawnictwo Farrar, Straus and Giroux, 2018