literatura,  recenzje

W głąb króliczych nor, czyli „Schronienia” Jérôme’a Loubry’ego

Wszystko zaczyna się tak: do sali wykładowej wchodzi profesor psychologii, który oznajmia studentom, że opowie im o przypadku, który nazwał „syndromem Sandrine” – i że na próżno szukać objaśnienia tego syndromu w podręcznikach, skryptach czy w internecie. Żeby poznać i zrozumieć to zjawisko, będą musieli wysłuchać jego historii uważnie i do samego końca… i wkrótce okaże się, że ta opowieść to prawdziwa jazda bez trzymanki.

Sandrine, młoda dziennikarka pracująca dla prowincjonalnej francuskiej gazety, ma zbadać sprawę krów należących do lokalnego hodowcy, na których ktoś namalował swastyki. Sprawa jest nieprzyjemna, ale nie wydaje się szczególnie tajemnicza – najprawdopodobniej okaże się, że to zwykły wybryk okolicznych dzieciaków. Wydawać by się mogło, że odwiedzająca starego farmera Sandrine nie ma szczególnych powodów do niepokoju – gdyby nie to nieprzyjemne mrowienie nadgarstka, na którym dawna, skrywana pod szeroką bransoletką blizna próbuje dać o sobie znać. Co ono oznacza? Czy spotkała tego człowieka już wcześniej? Czy ma on jakiś związek z jej własną przeszłością?

Jérôme Loubry

Wkrótce potem Sandrine dostaje wiadomość o śmierci swojej babci. Babci, której nigdy nie poznała – matka Sandrine przez całe lata uparcie przedstawiała ją jako wariatkę, która odcięła się od własnej rodziny i o której w domu nigdy się nie rozmawiało. Teraz młoda kobieta dowiaduje się, że jej babcia mieszkała na dziwnej, odciętej od świata wyspie, gdzie zatrudniła się tuż po wojnie, jako opiekunka w ośrodku organizującym obozy letnie dla dzieci straumatyzowanych wojennymi doświadczeniami. Ośrodek dawno już nie istnieje, a jedynymi mieszkańcami wyspy są jego dawni pracownicy, połączeni wspólnym sekretem. Kiedy Sandrine przybywa na tajemniczą wyspę i poznaje jej osobliwych mieszkańców, zaczynają wokół niej dziać się rzeczy trudne do wyjaśnienia. I choć młodej, rozsądnej osobie trudno przyjąć takie rozwiązanie do wiadomości, mieszkańcy wyspy nie mają wątpliwości, że za całym złem, które wydarzyło się tam w ostatnich dekadach stoi Król Olch – nadprzyrodzona istota z ballady Goethego. Sandrine chciałaby zbadać tę sprawę i znaleźć jakieś sensowniejsze rozwiązanie sekretów wyspy – ale wkrótce okazuje się, że aby przeżyć, będzie musiała stamtąd jak najszybciej uciekać.

I tym oto sposobem dochodzimy do momentu, kiedy wszystko w tej historii staje na głowie. Jérôme Loubry stworzył thriller psychologiczny z rodzaju tych, w których nic nie jest tym, czym się wydaje, a wszystko, czego dowiedzieliśmy się o bohaterach i miejscach z kilku pierwszych rozdziałów, możemy szybko włożyć między bajki (albo między ballady Goethego…). To thriller o wielu warstwach, które zdzieramy jak skórki cebuli, odsłaniając kolejne, ukryte pod spodem płaszczyzny – a każda umożliwia przejście do następnej, gdzie kryje się jeszcze jedna zaskakująca historia. A potem jeszcze jedna… Dajemy się autorowi prowadzić w głąb kolejnych króliczych nor, zastanawiając się, czy prawda, do której dążymy w ogóle istnieje, skoro tak wiele z tych pokręconych ścieżek wiedzie przez najciemniejsze zakamarki ludzkich umysłów? A jeśli istnieje – to czy okaże się jeszcze bardziej przerażająca niż wszystkie te historie, które poznajemy po drodze?

Jérôme Loubry mocno dotyka w tej powieści tematu traumy i tego, jak radzą – albo nie radzą – sobie z nią nasze umysły. Buduje wokół tego tematu cudownie skomplikowaną, psychologicznie zawiłą, wielopłaszczyznową i zaskakującą – a wręcz szokującą – fabułę, od której nie sposób się oderwać.

Przeczytałam Schronienia jednym tchem, nie mogąc wyjść z podziwu i zdumienia, że autor zdołał aż tak bardzo mnie zaskoczyć. Ten moment, kiedy docieramy do sedna tej historii, do konceptu, na którym cała fabuła została osadzona, jest tak nieoczekiwany, że dosłownie wyrywa z butów. Uwielbiam dać się tak wywieść w pole, pozwolić narracji poprowadzić się w miejsca, których w życiu bym nie przewidziała. Kunszt, pomysłowość i wiedza autora – z subtelną domieszką czystego szaleństwa – stworzyły powieść, która ma wielkie szanse trafić kiedyś w szeregi klasyków gatunku.

Jérôme Loubry Schronienia

Tłumaczenie: Natalia Zmaczyńska

Wydawnictwo Stara Szkoła 2022


Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl

Jeden komentarz

  • S.Wojnowsk

    Odkąd przestałem oglądać wiadomości w TV, od czasu do czasu brakuje mi dobrego trilera psychologicznego, zwłaszcza takiego, do którego się wraca po dniu czy dwóch bo sprawa wciąż jest „rozwojowa” ;). Pięknie opisane wrażenia z lektury książki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *