O tych, co pomiędzy. Recenzja książki „Rozrzucone” Liliany Hermetz
„Rozrzucone” Liliany Hermetz to opowieść o skomplikowanej historii pogranicza, o tożsamości i języku, o emigracji i wykorzenieniu oraz o zagmatwanych losach kilku pokoleń kobiet z pewnej polsko-ukraińsko-francuskiej rodziny.
Rodzina z Kresów
Cała historia rozpoczyna się u progu XX wieku, na Kresach Wschodnich, w niewielkiej wiosce Praznik na Podkarpaciu, gdzie przychodzą na świat cztery siostry: Anastazja, Ksenia, Katarzyna i Anna. I one to właśnie stanowić będą trzon tej rodziny, której gałęzie już wkrótce mocno poplączą się w zawierusze dziejów. Wojna przetoczy się przez Praznik i zagmatwa ludzkie losy, zmienią się granice państw, a ludzie doświadczą przymusowych przesiedleń. Młoda dziewczyna imieniem Marysia (córka Katarzyny) zostanie wywieziona na roboty do Niemiec. Wojnę przeżyje, ale już do Praznika nie wróci. Pojedzie za to do Francji (a konkretniej – do Alzacji) i tam zbuduje sobie całkiem nowe życie, dając tym samym początek francuskiej linii rodziny.
Autorka zabiera nas w burzliwą i chaotyczną podróż przez kolejne dziesięciolecia. Polska i Francja to osobne światy – ci, którzy zostali borykają się z siermiężną rzeczywistością PRL-u, podczas gdy Marysia (przybrawszy we Francji imię Irène), pracuje ciężko w restauracji, którą prowadzi tam razem z francuskim mężem. Przez cały czas utrzymuje kontakt z polską rodziną, przesyła paczki i zaprasza do siebie kolejnych krewnych. Francuskie paczki z używanymi ubraniami, mydłem i kawą są dla polskiej rodziny jak gwiazdka z nieba, a ich otwieranie to cały rodzinny rytuał – przynajmniej do momentu, kiedy w Polsce nie zmieni się ustrój. Wtedy w końcu będzie można zacząć leczyć te prowincjonalne, polskie kompleksy i z dumą powiedzieć „Francuzom”: „u nas teraz wszystko można kupić”, myśląc przy tym: „tylko nie wszyscy mogą sobie kupić”.
Języki i pogranicza
Rozrzucone to powieść wielogłosowa i wielojęzykowa. Wydarzenia śledzimy z perspektywy wielu bohaterek, przy czym na pierwszy plan zdecydowanie wysuwają się dwa głosy: Marysi-Irène i Eulalii zwanej Lalą – przedstawicielki najmłodszego pokolenia, któremu dane już będzie żyć w wolnej Polsce. Jest ogromna przepaść między współczesnym, dynamicznym językiem Lali, która pracuje w warszawskiej korporacji i żyje życiem stolicy a językiem, dajmy na to, jej ciotecznej babki Kseni, której codzienność to ciężka praca na polu przy pieleniu i dojeniu. „Kresowe” bohaterki posługują się specyficznym językiem pogranicza, mieszanką polskiego i ukraińskiego, w którym usłyszymy na przykład: „Budź zdorowa” albo: „Taj idu, korowa czekajet”. Ta mieszanina języków i tożsamości wydaje się splątana w tak ciasny węzeł, że właściwie stanowi jakiś zupełnie osobny, specyficzny byt kulturowy.
Ale przecież Kresy to nie jedyne „pomiędzy”, które Liliana Hermetz eksploruje w swojej powieści. Alzacja, gdzie mieszka Marysia-Irène to też pogranicze, kraina między Francja a Niemcami, w której mieszają się wpływy dwóch kultur i naleciałości dwóch języków, tworząc własną, odrębną tożsamość regionalną. Młoda Polka, która przyjeżdża tam ze swoją własną skomplikowaną historią, chyba nigdy do końca nie wrośnie w to miejsce, skazana będzie na wieczną niemożność udzielenia odpowiedzi na pytanie: „skąd jestem?”. Wszyscy miejscowi słyszą, że mówi inaczej niż oni, z dziwnym akcentem, więc nie do końca jest jedną z nich. Tymczasem jej rodzinna mowa rdzewieje i zanika – używa jej rzadko, właściwie tylko rozmawiając z polską rodziną. To sprawia, że Marysia-Irène rozwija swoją własną, dziwaczną wersję polszczyzny, pełną tak ukraińskich jak i francuskich naleciałości. „Szukam to słowo” – mówi, kiedy umykają jej polskie określenia i dodaje: „Jak człowiek nie może się swobodnie wymówić, nie jest całkiem sobą”. I to zdanie chyba najpełniej oddaje istotę tej postaci, jej ciągłe niedookreślenie. Tak jak nie da się do końca zdefiniować jej języka, nie da się określić jej tożsamości. Marysia-Irène jest ludzką kwintesencją bycia pomiędzy.
Emigracja i wyzysk
Emigracja jest jednym z najważniejszych chyba tematów powieści Liliany Hermetz. I to jest, trzeba przyznać, obraz emigracji do bólu szczery, bezlitosny wręcz, odarty ze złudzeń. Z jednej strony, na przykładzie Marysi-Irène autorka ilustruje los kogoś, kto wyjeżdża na stałe i dobrowolnie wyrywa własne korzenie, które nigdy do końca nie przyjmą się w nowym kraju. Z drugiej strony widzimy też wiele epizodów tymczasowych wyjazdów za pracą, bo Marysia-Irène zaprasza do siebie kolejne krewne. I tu nagle przestajemy patrzeć na nią, jak na wielką dobrodziejkę, bo oto okazuje się, że wszystkie te „polskie kuzynki”, które z zaproszeń korzystają, wspominać będą wyjazdy do Francji jako jedne z najgorszych doświadczeń życia. Praca ponad siły, niekończące się godziny spędzane na zmywaku albo przy obieraniu ziemniaków, ciągły stres, krzyki i upokorzenia. Wyzysk taniej siły roboczej w najgorszym wydaniu. Doświadczenie, o którym chciałoby się zapomnieć. Tatiana i Luda, odnalezione po latach w ZSRR kuzynki z przesiedlonej linii rodziny, tak opowiedzą o swoim krótkim pobycie we Francji: „Bożesz ty mij, co to było! Plus jamais! Nigdy więcej! Jakby my wiedziały, że to tak będzie, my by tu nigdy nie prijichały. Żeby mnie zabyły, ja by drugij raz ne prijichała”.
Forma i treść
Lilianie Hermetz udało się stworzyć niezwykle sugestywną powieść, w której forma przepięknie koresponduje z treścią. Tak jak plączą się losy tej rodziny, plącze się i sama narracja. Opowieść jest nielinearna i niechronologiczna; przeszłość miesza się w niej z teraźniejszością, sny i wyobrażenia z rzeczywistością, Alzacja z Podkarpaciem. Mieszają się języki, gmatwają wspomnienia, a nierozliczona przeszłość zalega na samym dnie tej historii, czekając aż ktoś w końcu zada sobie trud odkrycia dawnych krzywd. Bo przecież historia naprawdę ciężko doświadczyła wiele członkiń tej rodziny – i dramaty przeszłości zostaną z nimi na zawsze. Mimo to życie toczy się naprzód w swoim niepowstrzymanym pędzie i czasem trudno w tym chaosie dostrzec sens. Musimy jako czytelnicy dać tej narracji czas, pozwolić głosom wszystkich bohaterek wybrzmieć, żeby w końcu wyłonił się z tego chaosu obraz całości.
Liliana Hermetz Rozrzucone
Wydawnictwo Literackie 2021
Źródło zdjęć: wydawnictwoliterackie.pl
Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl