felietony,  Islandia

Czy w Islandii jest lepiej niż w Polsce?

Podejrzewam, że wielu emigrantów miałoby problem z udzieleniem jednoznacznej odpowiedzi na tytułowe pytanie. Prawdopodobnie większość z nas powiedziałaby, że różnie bywa: raz jest lepiej, a raz gorzej i że jak tu wiatr urywa łeb w drodze do pracy, to tęsknimy za łagodną polską zimą, a z kolei jak latem wysiadamy z Polsce z samolotu w trzydziestopięciostopniowym upale, to natychmiast zaczynamy tęsknić za przyjemnym islandzkim chłodkiem i orzeźwiającą bryzą od oceanu.

Tak więc jedynym, co można powiedzieć na pewno, to że jest inaczej. Jednych rzeczy brakuje, a z innych nie zrezygnowalibyśmy już za skarby świata – i jestem pewna, że listy tych rzeczy różnią się w zależności od upodobań, charakteru, osobowości i przyzwyczajeń. Jestem równie pewna, że praktycznie wszyscy wśród rzeczy, z których już byśmy nie zrezygnowali wymienilibyśmy islandzkie zarobki i socjal – no, bo nie oszukujmy się, wiadomo, że głównie po to tu przecież siedzimy.

Pomijam więc ten najbardziej oczywisty punkt na mojej liście i przechodzę od razu do pozostałych. Oto wszystko to, za co uwielbiam Islandię i bez czego już trudno byłoby mi żyć:

Basen Árbæjarlaug (źródło zdjęcia: www.reykjavik.is)

Islandzkie baseny. Pisałam już o nich sporo (na przykład tu i tu), więc generalnie wiecie, o co chodzi – baseny to serce narodu i islandzki sposób na spędzanie wolnego czasu; coś jak saunowanie w Finlandii albo chodzenie do pubów w Anglii. Wiem, oczywiście, że wcale nie trzeba mieszkać w Islandii, żeby móc sobie pójść na basen: sama pływam regularnie (w sensie – kilka razy w tygodniu) gdzieś tak chyba od końca lat dziewięćdziesiątych i w Polsce też raczej nigdy nie miałam problemu ze znalezieniem przyzwoitego basenu. No, ale nie da się ukryć, że w Islandii jest to znacznie łatwiejsze niż gdziekolwiek indziej, bo człowiek praktycznie na każdym kroku potyka się tu o jakąś pływalnię. Wcale nie przesadzam, a jak ktoś nie wierzy, to podaję liczby: w samym Reykjaviku, czyli 120-tysięcznym mieście, jest osiem basenów, a w całym regionie stołecznym (plus minus 220 tysięcy mieszkańców) – udało mi się naliczyć siedemnaście. Każdy z nich to cały porządny kompleks wodny z pełnowymiarowym basenem pływackim (a w niektórych przypadkach nawet dwoma: zewnętrznym i wewnętrznym), hot potami, łaźniami parowymi i atrakcjami dla dzieciaków. A w dodatku, o ile prawie wszystko w Islandii jest koszmarnie drogie, o tyle wejście na basen jest tanie jak barszcz. Serio – to może być jedyna naprawdę tania rzecz na całej wyspie. Zakup karnetu na pół roku w ogóle nie obciąża budżetu, a do tego jeszcze można uzyskać refundację ze związków zawodowych, jeśli się tu pracuje. Emeryci za baseny nie płacą w ogóle. Ale nawet jeśli nie jest się pracownikiem zrzeszonym w związkach ani emerytem, tylko, dajmy na to, turystą, który chce sobie kupić jednorazowy bilet wstępu, to i tak jest to jedna z najtańszych rzeczy, jakie w ogóle można w Islandii zrobić. No sorry, ale większego raju dla pływaków to już chyba nie ma nigdzie na świecie.

Bezpieczeństwo. Islandia od jakichś 15 lat niezmiennie pozostaje numerem jeden na liście najbezpieczniejszych krajów świata (Global Peace Index). I to się czuje na każdym kroku – nie ma takiej dzielnicy, takiej ulicy ani takiego parku, gdzie bałabym się zapuścić samotnie po zmroku. No nie ma. Wskaźniki przestępczości są tak niskie, że aż śmieszne: przestępstw, które kończą się procesem sądowym występuje rocznie w całym kraju około 10. Słownie: dziesięciu.

A oto przykłady wiadomości z pierwszych stron gazet, które świetnie oddają to, czym ten kraj żyje i jak tu się żyje (i przy okazji odpowiadają na pytanie, czym w takim razie zajmuje się islandzka policja):

„Funkcjonariusze policji uratowali mężczyznę, który zatrzasnął się w toalecie publicznej w dzielnicy Árbær”.

„Mieszkańcy dzielnicy Grafarvogur zaniepokojeni przepełnionym koszem na śmieci”.

„Nieodpowiedzialny kierowca ciężarówki próbował wyprzedzać samochody osobowe na drodze do Borgarnes”. (Tak, słowo „próbował” jest tu kluczowe – dalej w tej wiadomości było o tym, że wcale mu się to wyprzedzanie nie udało, nie było żadnego wypadku i generalnie nic się nikomu nie stało. Ale przecież tak nie można!)

„W dzielnicy Breiðholt ktoś wezwał policję zaniepokojony widokiem podejrzanego mężczyzny na klatce schodowej. Mężczyzna okazał się roznosicielem gazet”.

„Stołeczna straż pożarna uratowała kotka, który bał się zejść z drzewa”.

Urocze, prawda? No i jak tu tego kraju nie kochać?

Łagodni kierowcy. Nikt tu na nikogo nie trąbi, nie krzyczy, nie stuka się w czoło, nie pokazuje obraźliwych gestów i ogólnie zupełnie nie ma tej całej agresji i frustracji, które tak dobrze pamiętam z polskich dróg. Kiedy uczyłam się jeździć samochodem jakieś dwadzieścia lat temu, drogi w Polsce wydawały mi się niebezpiecznym i wrogim terytorium pełnym agresywnych samców, którzy na każdym kroku chcieli mnie umniejszyć, upokorzyć i w ogóle udowodnić mi, że się nie nadaję. Poczynając od instruktora jazdy i jego seksistowskich żartów, a kończąc na przypadkowych kolesiach na stacjach benzynowych albo parkingach rzucających jakieś złośliwe uwagi o babach za kółkiem. No, dramat. Cud jakiś, że się nie poddałam. Przeniesienie się na islandzkie drogi jest jak przejście z podrzędnej mordowni do jakiegoś sympatycznego parku z placem zabaw (gdzie każdy zajmuje się własną zabawką i nikt nie komentuje cudzych poczynań). A z tego, co słyszałam od ludzi, którzy prawo jazdy zrobili już na wyspie, fraza, którą najczęściej można tu usłyszeć od instruktorów w czasie kursu brzmi: „ekkert stress” (bez stresu).

Brak biurokracji. Załatwianie czegokolwiek w islandzkich urzędach, bankach czy innych instytucjach to bułka z masłem w porównaniu z polską biurokracją. Kolejek nie ma prawie nigdy (za to jest kawa w termosach, na wypadek, gdyby ktoś jednak musiał trochę poczekać), sympatyczny urzędnik albo urzędniczka prosi o podanie kennitali (czyli numeru identyfikacyjnego), klika coś dwa albo trzy razy w swoim komputerze i załatwione. I w sumie wszystko jedno, czy chodzi o rejestrację w jakimś urzędzie czy o założenie konta w banku, cały proces okazuje się tak prosty, że za każdym razem chce mi się śmiać z niedowierzania. A do tego jeszcze mam wrażenie, że z roku na rok skraca się lista spraw, które faktycznie trzeba osobiście w jakichkolwiek instytucjach załatwiać, a wydłuża lista tych, które można spokojnie załatwić online, w ogóle nie wychodząc z domu.

Świetna woda w kranach. To może się wydawać błahostką, ale mnie osobiście zapewnia ogromne poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Woda w kranach jest zdatna do picia (i naprawdę znakomita) wszędzie w Islandii, więc jadąc w jakikolwiek inny region wyspy nie muszę się zastanawiać czy w kranach będzie dobra woda. Wiadomo z góry, ze będzie dobra. Nie trzeba kupować wody w butelkach ani filtrować jej przed wypiciem. Wybierając się na wycieczkę mogę więc mieć przy sobie jedną butelkę i napełniać ją w przydrożnych knajpach albo na stacjach benzynowych (albo najlepiej – prosto ze strumyka), mając absolutną pewność, że jakość wody jest wszędzie taka sama. Wychodząc z domu dokądkolwiek nie muszę pamiętać o zabraniu ze sobą zapasu wody, bo z kranu można napić się wszędzie. No przecież to jest genialne! Mam wrażenie, że pozbyłam się jednego życiowego problemu na zawsze.

Konkluzja, która mi się nasuwa po stworzeniu tej listy brzmi mniej więcej tak: Islandia na różnych poziomach zapewnia mi spokój i bezpieczeństwo, których w Polsce nigdy nie byłam w stanie doświadczyć. A może nie byłam w stanie ich sobie zorganizować? Tak, czy inaczej życie tutaj zwyczajnie mniej mnie stresuje. Wiem, że nikt na mnie nie natrąbi na drodze i że nie stracę połowy dnia w żadnym urzędzie ani banku. Wiem, że każda praca, której się podejmę, pozwoli mi się utrzymać i że jakiś basen zawsze się znajdzie tuż za winklem. No i najważniejsze, oczywiście: wiem, że jeśli zatrzasnę się przypadkiem w publicznej toalecie, policja przybędzie z odsieczą!

Źródło zdjęć: www.freepik.com


Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *