Lodowiec i tajemnica nazistów. O filmie „Operation Napoleon”
Kiedy trójka młodych ludzi na czele z Elíasem (Atli Óskar Fjalarsson) wybiera się na lodowiec Vatnajökull, żeby poszaleć sobie trochę na skuterach, nikt z nich nie spodziewa się, że za chwilę wpadną na ślad wielkiej historycznej tajemnicy. I to wpadną całkiem dosłownie, bo Elías potknie się o wystającą spod warstwy śniegu część niemieckiego samolotu z czasów drugiej wojny światowej, rozkręcając tym sposobem międzynarodową aferę. Wystarczy kilka minut, żeby rozpętało się prawdziwe piekło – na lodowcu pojawiają się zamaskowani ludzie z karabinami maszynowymi, którzy mają pozbyć się przypadkowych świadków i zatuszować sprawę. Na szczęście Elíasowi udaje się uciec i skontaktować z siostrą, zanim zaginie po nim wszelki ślad.
Kristín (Vivian Ólafsdóttir) – błyskotliwa i bardzo zapracowana prawniczka z Reykjaviku – odbiera telefon od brata, początkowo sądząc, że to jakiś jego kolejny głupi żart. Jednak już po chwili na własnej skórze przekonuje się, że zagrożenie jest realne: na progu jej mieszkania pojawia się człowiek, który chce ją zabić. Kristín ratuje się ucieczką, nie mając pojęcia, co się właściwie dzieje. Kim są ludzie, którzy ją ścigają? W co takiego wplątał się Elías? I co to za tajemniczy samolot, którego nagranie zdążył przesłać jej brat, zanim na dobre straciła z nim kontakt?
Kristín jest zdeterminowana poznać odpowiedzi na wszystkie te pytania i odnaleźć brata. Pomoże jej w tym dawny przyjaciel, profesor historii imieniem Steve (Jack Fox), pracujący na reykjawickim uniwersytecie. To on właśnie wpadnie na to, że cała sprawa dotyczy super tajnej Operacji Napoleon z końca II wojny światowej – zaginiony samolot miał rzekomo przewozić na pokładzie coś, co mogło odmienić bieg historii. Coś, ujawnienie czego nawet kilka dekad później jest na tyle groźne, że będzie próbowało temu zapobiec… samo CIA.
I tak zaczyna się szalona i niebezpieczna przygoda, pełna pościgów, zasadzek, strzelanin oraz tajemnic z przeszłości. Kristín i Steve biegają najpierw po Reykjaviku, a potem po lodowcu Vatnajökull, odkrywając kolejne sekrety, a po piętach depcze im bezwzględny agent William Carr (w tej roli Iain Glen, czyli Jorah Mormont z Gry o tron), który zrobi, co w jego mocy, by nie pozwolić im rozwiązać zagadki. Są zwroty akcji, są widowiskowe pogonie na skuterach śnieżnych, jest suspens, no i oczywiście – spektakularne widoki. A do tego na końcu jest jeszcze świetny polski akcent, tak bardzo zaskakujący, że naprawdę z trudem się tu powstrzymuję, żeby nie wygadać, o co chodzi. Słowem – Operation Napoleon to thriller jak się patrzy.
Film w reżyserii Óskara Thóra Axelssona jest adaptacją powieści jednego z najpopularniejszych islandzkich autorów kryminałów, Arnaldura Indriðasona. Jest to jeden z tych bardzo rzadkich w moim życiu momentów, kiedy autentycznie cieszę się, że przed seansem nie przyszło mi do głowy przeczytanie książki – znać od początku rozwiązanie tej zagadki to popsuć sobie całą przyjemność. Jest to również jeden z coraz częstszych w moim życiu momentów zachwytu i zdumienia islandzkim kinem. Po raz kolejny wybrałam się do kina wiedziona głównie folklorystyczną ciekawością, w sensie kinematograficznym nie oczekując zbyt wiele – no bo ile dobrych filmów może wyprodukować taki malutki naród zagubiony gdzieś wśród fal Atlantyku? A do tego jeszcze thriller sensacyjno-szpiegowski? Nie wymagajmy od nich zbyt wiele, myślałam sobie pobłażliwie, rozsiadając się wygodnie w kinie z kubkiem kawy, na wypadek, gdyby trzeba było dzielnie znosić dłużyzny, fuszerkę i niedoróbki. A tu niespodzianka: zobaczyłam autentycznie wciągający, do ostatniej chwili trzymający w napięciu, pełnokrwisty film akcji. Imponujący rozmachem, wykonaniem i międzynarodową obsadą. Szczególnie wielkie brawa należą się dwójce aktorów wcielających się w cudowne postaci drugoplanowe: Anette Badland grającej waleczną starszą panią, która przez pół życia badała i zbierała informacje na temat Operacji Napoleon oraz Ólafurowi Darriemu Ólafssonowi (to jeden z najbardziej charakterystycznych islandzkich aktorów) za rolę mieszkającego pod lodowcem farmera, który dostarcza filmowi jakże potrzebnego, subtelnego akcentu komediowego.
Krótko mówiąc: bawiłam się wspaniale. Kawa okazała się zupełnie niepotrzebna – film zapewnił taką ilość bodźców, że dodatkowe wspomaganie nie było już konieczne. Operation Napoleon to kino rozrywkowe w naprawdę świetnym wydaniu.
Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl