Tak rodzi się zło. O filmie „Kuldi” Erlingura Thoroddsena
Wystarczył jeden zwiastun, żebym zaczęła niecierpliwie tupać nóżkami w oczekiwaniu na ten film. Zapowiadało się naprawdę obiecująco: thriller na podstawie książki Yrsy Sigurðardóttir (bardzo popularnej w Islandii autorki kryminałów) ze straszliwą tajemnicą z przeszłości i mroczną atmosferą. „To się musi udać!” – myślałam sobie radośnie, mknąc w podskokach do kina. Czego nie przewidziałam, to że film uda się twórcom aż za bardzo – tak bardzo, że przez pół seansu będę się próbowała ze strachu schować pod fotel, a przez drugie pół poobgryzam sobie wszystkie paznokcie. O ludzie, jak ja się bałam!
Głównym bohaterem tej upiornej historii jest policjant imieniem Óðinn (Jóhannes Haukur Jóhannesson), który dostaje do zbadania nierozwiązaną sprawę sprzed kilku dekad. W latach osiemdziesiątych w ośrodku wychowawczym Krokur dla trudnej młodzieży doszło do tragedii – dwóch nastolatków zmarło w podejrzanych okolicznościach i nikt nigdy nie zdołał się dowiedzieć, co się właściwie stało. W trakcie śledztwa Óðinn odkrywa, że za zamkniętymi drzwiami odciętego od świata ośrodka działy się straszne rzeczy: prowadzący go ludzie dopuszczali się karygodnych czynów wobec swoich podopiecznych, przemoc i zastraszanie były na porządku dziennym. Choć żyją jeszcze ludzie, którzy przebywali w Krokurze w czasach, kiedy doszło do tragedii, dotarcie do nich nie jest łatwe i Óðinn ma spory kłopot ze znalezieniem kogoś, kto zechciałby z nim porozmawiać. Detektyw podejrzewa, że kluczem do rozwiązania tajemnicy może być Aldís (Elín Hall) – dziewczyna, która pracowała w ośrodku w czasie, kiedy doszło do tragedii. Problem w tym, że nie wiadomo, co się z nią stało po odejściu z Krokura – wydaje się, że przepadła jak kamień w wodę. Czy była kolejną ofiarą tego potwornego miejsca?
Równolegle do rozwijającego się śledztwa, poznajemy historię samego Óðinna. Mężczyzna niedawno stracił żonę, której samobójcza śmierć wstrząsnęła zwłaszcza ich nastoletnią córką, Rún (Ólöf Halla Jóhannesdóttir – prywatnie również córka odtwórcy głównej roli). Dziewczyna wyraźnie nie radzi sobie z traumą, a sam Óðinn zupełnie nie potrafi – i chyba nie chce – do niej dotrzeć. Rozumiemy, że relacja ojca z córką nigdy nie była szczególnie bliska – tyle tylko, że teraz nagle zostali sami i problemy Rún zaczynają wpływać na codzienność Óðinna, więc w końcu będzie musiał przestać je ignorować. A do tego wszystkiego w pewnym momencie Óðinn zaczyna podejrzewać, że sprawa ośrodka może być w jakiś sposób połączona ze śmiercią jego żony…
Kuldi to znakomicie zrobiony thriller – taki, w którym napięcie doprowadzone jest do szczytu wytrzymałości i praktycznie przez całe 96 minut na tym szczycie się utrzymuje. Momentami boimy się rzeczy naprawdę upiornych: zjaw ukazujących się bohaterom (szczególnie ta martwa pani lubi wracać i patrzeć z wyrzutem na swoich bliskich), dziwnych szeptów dobiegających z ciemnych pomieszczeń, a kiedy indziej atmosfera grozy zbudowana jest praktycznie z niczego – z trzaskających na wietrze drzwi albo z gałęzi stukającej w okno. Wszystko to razem daje obraz, który chwilami aż ciężko znieść – choć jednocześnie nie da się go przecież przestać oglądać.
Film Erlingura Thoroddsena eksploruje sporo trudnych tematów, takich jak nałóg, dysfunkcyjna rodzina, toksyczne relacje, przemoc fizyczna i psychiczna. Traumy z przeszłości przechodzą na kolejne pokolenia, sięgają mackami dalej niż ktokolwiek mógłby przewidzieć. A my, widzowie, możemy tylko z przerażeniem obserwować, jak wśród tej całej patologii rodzi się czyste zło. I kiedy seans się kończy i z powrotem zapalają się światła (uff!), zostajemy ze sporą ilością ciemności i brudu – czy może, jak sugeruje tytuł: chłodu – z którymi trochę trudno sobie poradzić. Nie chcemy wierzyć w tę historię – choć przecież doskonale wiemy, że psychologicznie jest na każdym poziomie prawdopodobna.
Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Kuldi jest świetnym filmem: doskonale wyreżyserowanym i zagranym, ze znakomitą fabułą, dopracowanym wizualnie, dźwiękowo i konceptualnie. Jednocześnie za skarby świata nie obejrzałabym go drugi raz; to produkcja dla ludzi o naprawdę mocnych nerwach i moje okazały się troszkę zbyt delikatne.
Jeśli podoba Ci się nasz blog i chcesz nas wesprzeć, możesz postawić nam wirtualną kawę: buycoffee.to/naszanisza.pl